niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział XIII

~Dallas~
To ona. Po latach rozłąki znów ją widzę. Znów widzę jej uśmiech, jej włosy, jej oczy. To, co ma najpiękniejszego w sobie. Świdrowałem ją wzrokiem, moje oczy znów błyszczały. A ten chłopak z boku? Na początku traktowałem go trochę jak SlenderMan'a. Nie biegłem i nie wrzeszczałem, po prostu był on dla mnie 'bez twarzy'. Zauważyłem go dopiero wtedy, gdy dostrzegłem, że dłonie Jess są splecione z dłońmi innego chłopaka. Auć. Zabolało. Drobne ukłucie w sercu przerodziło się w ból, który zalał całe moje ciało. Skrzywiłem się i odwróciłem wzrok. Chciałem stąd odejść, ale ona już mnie zauważyła. Pozostałem więc w miejscu, a zakochani - jak mi się wtedy wydawało - zbliżali się ku mnie. Po chwili usłyszałem nieśmiały i jak najbardziej znajomy głos.
  - Dallas? - cichutki głosik Jess obudził od lat uśpione wspomnienia.
Wspólnie spędzone dni na zabawie i wygłupach. To wszystko ożyło, a kolorowe obrazy stanęły mi przed oczami. Ja i Jess nad jeziorem. Ja i Jess na huśtawkach. Śmiejący się. Cieszący się życiem. Pewnego dnia to wszystko straciłem. Nie wróciło to do mnie, moje miejsce zajął ktoś inny. Czułem jak moje serce pęka, zacisnąłem mocno pięści i przygryzłem usta, by powstrzymać łzy. Tak, chłopaki też czasem płaczą.
-Tak, to ja. Sporo lat minęło, co nie, Jess? - odparłem jąkając się nieco
Jej twarz była nieprzenikniona. Tylko jej oczy zdradzały wszystko. Tęskniła i jednocześnie bała się... Bała się naszego spotkania. Nie rozumiałem tego. Przecież u jej boku jest ktoś o niebo lepszy ode mnie. Przystojny, tajemniczy. Takich właśnie chłopaków lubią dziewczyny. A ja? Wieczne głupoty mi w głowie, jestem dziecinny, nie wart niczyjej uwagi. Nic mnie tu nie trzyma, a jednak stoję w miejscu czekając na odpowiedź.
-Tak – odparła z wahaniem. Przygryzła wargi wyraźnie się nad czymś zastanawiając. - Stęskniłam się.
Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia. Na jej policzkach pojawiły się urocze rumieńce. Jej wzrok uciekł gdzieś w dal. Spojrzałem na jej towarzysza. Uśmiechał się uprzejmie, nie widać było po nim ani śladu zazdrości.
-Ja też się stęskniłem, Jess. Czekałem na Ciebie. W końcu się pojawiłaś. - powiedziałem
- Mam nadzieję, że nie jest za późno. - odparła
Wzruszyłem ramionami. Oczywiście, że nie jest za późno. Przecież wciąż ją kocham! Z miłości nie jest łatwo się wyleczyć.
-Chyba musimy sobie wyjaśnić kilka spraw, prawda?
~Caroline~
Okolica była niezwykle piękna. Jednak ja nie potrafiłam poświęcić jej wystarczająco czasu. Przez cały czas wpatrywałam się w ekran telefonu w oczekiwaniu na wiadomość czym niezwykle irytowałam dziewczyny. Czasem mogłyby odpuścić. Wiem, troszczą się o mnie, bla bla bla. Ale to moje życie i to właśnie ja będę decydować co zamierzam robić.
-Caro! Caro! Caro!!!
Z zamyślenia wyrwał mnie natarczywy( i zdecydowanie upierdliwy) głos Claudii. No tak. Znowu dostanę burę.
- Czy ty zamierzasz spędzić całe swoje nudne życie patrząc się w telefon? Serio? S e r i o?
Przewróciłam oczami.
- Nawet jeśli, to nic Ci do tego- odparowałam
Claudia ewidentnie się zbulwersowała.
- No masz rację! Nic mi do tego. Bo ja wcale nie jestem twoją przyjaciółką, no przecież!- ironizowała
Nikt tego nie rozumiał. Każdy kogoś miał. K a ż d y. Poza mną. Claudia miała Mariusa ( no proszę, widać, że między nimi coś iskrzy.), Jessica miała tego swojego kolesia stąd, a Nath ewidentnie kręciła z Mattem. A ja jestem sama. Zawsze jestem sama. Nikt nie wie, jak wspaniale się czuję, kiedy ktoś napisze mi kilka miłych słów na Facebook'u. Nie przeszkadzają mi nawet słowa z podtekstem erotycznym. Ja po prostu tak bardzo potrzebuję bliskości drugiej osoby, że nie potrafię sobie z tym poradzić. Wiem o tym, ale nie zamierzam tego zwalczać. To cudowne uczucie.
~Nathalie~
Wyłączyłam się. Przestałam myśleć o czymkolwiek. Bo też jaki ma to sens? Szłam przed siebie mechanicznie nie zważając na nic. Wiedziałam, że Claudia kłóci się z Caro, ale ignorowałam to. Nie zwróciłam nawet uwagi na to, że Mark złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie w obawie, że dziewczyny zaraz skoczą sobie do gardeł. Nic. Pustka. Nada. I to mi odpowiada. Dlatego nie zdążyłam zareagować kiedy pędzący samochód potrącił nas na skrzyżowaniu sam lądując daleko poza drogą do góry kołami.

niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział XII

Cieszyłam się, że mi to opowiedział.  Czułam też, że jemu również było to potrzebne. Czasem człowiek potrzebuje moralnego wsparcia, inaczej czuje, że powoli opada na dno i nic nie może z tym zrobić. Próbuje krzyczeć, wołać o pomoc, lecz z jego strun głosowych nie wydobywa się żaden dźwięk. To koniec, myśli. Nic już nie zrobię. Dlatego postanowiłam wesprzeć Matta, by nie utonął. Widać było, że dzieje się z nim coś niedobrego. Kiedy tylko Marius był w pobliżu, Matt diametralnie pochmurniał. Nie odzywał się, co było do niego niepodobne.  Oderwałam się z jego uścisku, by mów widzieć jego oczy, które błysnęły tajemniczo. Miałam wrażenie, że nie powiedział mi wszystkiego. Byłam niemalże pewna, iż pominął pewien istotny fakt, który rzuciłby nowe światło na moje poglądy. Ale nie naciskałam. Kiedy poczuje, że jest gotowy, to z pewnością mi się zwierzy. Byliśmy teraz przyjaciółmi.
   - Chodźmy się przejść. - szepnął mi do ucha
Spojrzałam na niego z niemym błaganiem.
   - Proszę, pozwól mi się zrewanżować. - pociągnął mnie za rękę i ściągnął z łóżka - Poza tym, nie możemy zaprzepaścić tego niezwykle urodziwego popołudnia.
Parsknęłam śmiechem.
   -Z czego się śmiejesz? - skrzywił się lekko, słabo maskując swoje zaniepokojenie.
Złapałam się za brzuch, wzięłam głęboki wdech i spokojnym (mam nadzieję) głosem odpowiedziałam.
   - Mówisz jak jakiś dżentelmen z przed dwustu lat. Dobra, dobra. Idziemy.
Szliśmy powoli polną drogą trzymając się za ręce. Ale nie tak, jak trzymają się zakochani. Matt mi się nie podobał, nie pociągał mnie w ten sposób. Byliśmy tylko przyjaciółmi.
  - Jak dobrze znasz te okolice? - spytał po dłuższej chwili milczenia.
Czułam, że za tym pytaniem kryło się coś jeszcze, ale nie dałam po sobie tego poznać.
   - Spędzałam tu dużą część niemalże każdych wakacji. Uwielbiałam się tu bawić. Razem z takim jednym Dallasem spędzaliśmy całe dnie  ganiając się po tutejszych polach, jesienią chodziliśmy do lasu na grzyby,
bądź oglądaliśmy tutejszą faunę i florę. - uśmiechnęłam się do wspomnień. - Więc odpowiadając na twoje pytanie - znam te okolice bardzo dobrze.
Matt zamyślił się chwilę. W myślach przetrawiłam to, co powiedziałam. Nie zauważyłam jednak nic, co skłoniłoby go do refleksji.
Przeszliśmy jeszcze kilkaset metrów zanim moim oczom ukazał się od lat spragniony widok. Bo w głębi duszy naprawdę chciałam go zobaczyć.Tęskniłam za nim, och tak bardzo! To on! Ale co ja mam zrobić? No co? Podejść i tak po prostu powiedzieć ,,Cześć''? Przecież to żałosne! A co jeśli on nie chce mnie widzieć? Serce zaczęło mi łomotać. Zdziwiony Matt spojrzał na mnie z ukosa, ale się nie odezwał. Powoli zbliżaliśmy się do Niego, a ja zaczęłam wpadać w panikę. Z jednej strony chciałam, by podbiegł do mnie i powiedział, że tęsknił. A z drugiej strony bardzo pragnęłam, by sobie poszedł. Nie musiałabym się wtedy już zamartwiać. To takie skomplikowane. Nagle- jakby słysząc moje myśli - podniósł głowę i spojrzał w naszą stronę. Miałam wrażenie, iż widząc moją twarz natychmiast się uśmiechnął. Chyba mnie rozpoznał. Następnie skierował wzrok na moją dłoń która wciąż była spleciona z delikatnymi palcami Matta. Jego twarz zalała fala bólu. Nic z tego nie rozumiałam. Przecież to było bez sensu. Po tym co mu zrobiłam... Nie, nie mogę się obwiniać. Nie zamierzam twierdzić, że nie zrobiłam nic złego, ale po prostu byłam dzieckiem. Nie wiedziałam, że go to zrani.

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział XI

Byliśmy już przed domem ciotki. W progu czekał na nas uśmiechnięty wuj. Bardzo się za nim stęskniłam. Uśmiechał się tak uroczo, a kiedy to robił wokół twarzy miał urocze zmarszczki, które dodawały mu powagi. Jenna i John nie mają dzieci, oboje są niepłodni. A tak bardzo kochają dzieci ! Właśnie dlatego zaprosili mnie i moich znajomych. Podbiegłam szybko do wuja i zarzuciłam mu ręce na szyję. Przytuliłam się do niego z całej siły.
  - Wujek ! - krzyknęłam uradowana. - Oj, jak się stęskniłam.
Wtuliłam się w jego ciepłe ciało. Wzięłam głęboki oddech, wdychając słodkawą woń wody kolońskiej. Mojej ulubionej.  Nagle przypomniało mi się, że wujek jeszcze nie zna moich znajomych. Czym prędzej ich sobie przedstawiłam.
  - To co, pokazać Wam wasze pokoje ? - zaczęła ciocia.
Prowadzili nas na górę. Z tego co pamiętałam wujek z ciocią swój pokój mieli na dole. Na górze znajdowały się dwa puste pokoje z łazienką. Jedną łazienką. Tak, to jest warte podkreślenia. Będziemy w szóstkę korzystać z jednej łazienki. Ale o tym postaram się nie myśleć.
  - Dziewczyny będą w jednym pokoju. Każdy ma oczywiście oddzielne łóżko. - mówił wujek, kiedy wchodziliśmy po schodach. Nasz pokój  był dużo mniej przestronny w porównaniu z pokojem chłopaków. Trochę się martwiłam, czy się nie pozabijają tam razem. A może będzie wręcz przeciwnie ? Może skłoni ich to do wyciągnięcia rąk na zgodę ? Kiedy tylko o tym pomyślałam kurczowo złapałam się tej myśli i jej nie puszczałam. Postanowiłam też, że porozmawiam z nimi, z każdym z osobna. Chciałabym się dowiedzieć o przyczynie konfliktu.
Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Przed wejściem do jego pokoju zapukałam cicho myśląc, że śpi. Okazało się, że siedzi na łóżku i czyta książkę.
Jej okładka była zniszczona, widać było, że wielokrotnie używana. Kiedy podeszłam bliżej moim oczom ukazał się tytuł.
  - Wichrowe Wzgórza ? - spytałam ze zdziwieniem
W XXI wieku niewielu ludzi czytało tego typu książki. Chyba, że jako szkolną lekturę.
Matt podniósł wzrok znad książki. Gestem pokazał mi, bym usiadła. Potulnie opadłam na skraj łóżka, które wydało mi się bardzo wygodne. Wiedziona tym przeczuciem usiadłam dalej, opierając plecy o chłodną ścianę.
  -Dlaczego nie poszłaś z pozostałymi na spacer? - nie umknęło mojej uwadze, że nie podjął tematu dotyczącego wybranej przez niego lektury.
Marius, Nath, Clau i Caro poszli na spacer po okolicy. Chcieli mnie wziąć jako przewodnika, ale ja, zwęszywszy okazję zgrabnie wymigałam się od tego mówiąc, że chcę pobyć trochę z rodziną. W końcu wypadałoby spędzić z nimi trochę czasu, prawda?
  - Chciałam z Tobą porozmawiać - odparłam z chwilowym opóźnieniem.
Jego twarz wyrażała zaintrygowanie, lecz oczy pozostały poważne.
  - Co się dzieje między tobą a Mariusem? - spytałam prosto z mostu.
Matt nawet nie mrugnął. Siedział tak nieruchomo, miałam nawet wrażenie, że przestał oddychać. Spojrzałam na swoją dłoń, która nagle zaczęła mnie nieco pobolewać. Okazało się, iż z nerwów zdrapałam sobie skórę przy paznokciu, aż do krwi. Przeklęte zadziory! Mimowolnie przysunęłam rankę do ust czyszcząc i zasklepiając nieco nowo powstałe zadrapanie.
  - Przepraszam. Masz może chusteczkę ? - udawałam, iż nie widzę tego obrzydzenia w jego oczach.
Bez słowa podał mi chusteczkę. Nie wiedziałam dlaczego, ale w mojej krwi coraz szybciej zaczęła krążyć adrenalina, a serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi. Moje ciało przygotowywało się do walki o której istnieniu nie wiedziałam.
  -Serce Ci wali - powiedział cicho Matt
Twarz miał przesłonioną smutkiem i goryczą. Jakby pragnął coś zrobić, ale nie wiedział, czy może. Czy da radę. Swoim postępowaniem raz po raz zbijał mnie z pantałyku.
Przyłożyłam dłoń do piersi w miejscu, gdzie znajdowało się moje serce, jakbym w ten sposób chciała je nieco uciszyć. Niestety, było ono bardzo nieposłuszne. Matt westchnął.
  - Marius i ja... - zrobił krótką przerwę by nabrać odpowiednią ilość powietrza do płuc - Poznaliśmy się wiele lat temu. Wiele czynników niezależnych od nas sprawiło, że nasze relacje nieco się skomplikowały.
Miałam wrażenie, że Matt mówi tak ogólnie jak tylko się da. Że próbuje odwrócić moją uwagę od najistotniejszych wydarzeń.
  - Podasz mi jedną sytuację ? - spytałam uśmiechając się delikatnie.
Wiedziałam, że pomimo uśmiechu w moich oczach widać było zaintrygowanie i powagę. Oba uczucia zdawały się ze sobą kłócić, które jest ważniejsze.
Usta Matta zacisnęły się w cienką linię. Widać było jak na dłoni, iż walczy ze sobą.
  - Marius podobnie jak ja utracił rodziców. To była wielka tragedia. Przynajmniej dla niego. Ja ... - zawahał się, ale tylko na chwilkę. - Chciałem mu pomóc. Jednak on mylnie zinterpretował moje intencje. Od tamtego czasu niezbyt się lubimy.
Zaskoczyło mnie to, co mi powiedział. Liczyłam raczej na gorącą opowieść o tym, jak jeden drugiemu odebrał dziewczynę. Pomyliłam się jednak.
Zaczęłam działać za pośrednictwem intuicji i przede wszystkim serca, które bardzo im współczuło.
Przytuliłam tego bezbronnego chłopca, na którego w życiu zwaliło się za dużo problemów. Znieruchomiał. Jednak po chwili objął mnie delikatnie i wyszeptał do ucha:
  - Dziękuję, Jess. Brakowało mi tego wsparcia. Czułem, że muszę to komuś powiedzieć. Dziękuję, że mi na to pozwoliłaś.



Przy­jaciele są jak ciche anioły, które pod­noszą nas, gdy nasze skrzydła za­pom­niały jak latać.
_________________________________________________________
Ponieważ w zeszłym tygodniu nie było rozdziału, a rozdział X jest dość krótki, to postanowiłam wstawić XI. Mam nadzieję, że to miła niespodzianka :)




Rozdział X

~Jessica~
Podróż mijała nam spokojnie pomijając fakt, że chłopcy niemal skakali sobie do gardeł. Dręczyło mnie poczucie winy. No bo w końcu mój to był pomysł, by ich zabrać. Z drugiej zaś strony skąd mogłam wiedzieć, że się znają i nienawidzą ?! Nie wiedziałam jak się zachować. Nie chcieliśmy awantur w przedziale.
  - Hej, słuchajcie. Nie wiem czemu się tak nie lubicie i na razie nie chcę tego wiedzieć. Ale czy jesteście w stanie choć na chwilę zakopać topór wojenny ? Może... - powiedziałam szukając czegoś w torebce - zagramy w butelkę?
Z mojej torby wyciągnęłam opróżnioną już butelkę po pepsi. Podrzuciłam ją do góry i zręcznie złapałam.
  -Ok - potoczyły się odgłosy.
Nie uszedł mi fakt, że Matt się nic nie odezwał. Od dłuższego czasu siedział wyprostowany, nic się nie odzywał. wpatrywał się w ścianę przedziału przed nim pustym wzrokiem.
   -Matt? -  cisza jak makiem zasiał .
Po chwili Matt się odezwał, a jego słowa zaskoczyły nas wszystkich.
Ci, którzy nie pamiętają przeszłości, skazani są na jej powtarzanie. 
Nagle w jego oczach pojawiły się iskierki wesołości.
  - No co jest? Gramy w tę butelkę czy nie ? - jego zachowanie zbiło nas wszystkich z pantałyku.
Nikt jednak nie zamierzał powiedzieć czegoś na ten temat.
Bez słowa zabraliśmy się do grania. Wybraliśmy wersję ,,Pytanie czy wyzwanie?''. Żadne z nas nie chciało nawet słyszeć o pocałunkach. Może kiedyś ..,
Ponieważ byłam pomysłodawcą jako pierwsza kręciłam butelką. Ta wykonała trzy obroty po czym wskazała na... Caroline.
Wszyscy zaczęli bić brawo.
  - Pytanie czy wyzwanie?- zapytałam z błyskiem w oku
Caro zamyśliła się przez chwilę .
  - A co mi tam. Niech będzie...-zrobiła dramatyczną pauzę- Pytanie.
Miałam ochotę pokazać jej język niczym pięciolatka. A miałam taki pomysł na wyzwanie!
  - No dobra. - powiedziałam wściekle - W kim się bujałaś w podstawówce?
  -Ej, noo. Nie ma tak ! - oburzyła się - Wiesz, że nie lubię o tym gadać.
  - Trudno - Claudia uśmiechnęła się złośliwie - Gra o gra. Dawaj i nie marudź.
  - Dobrze - wycedziła przez zęby - John Marivs. Przez 3 lata. Zadowoleni ?
Dookoła potoczyły się gwizdy i brawa.  Caro zrobiła się cała czerwona.
W podobny sposób mijała nam podróż. Po dotarciu na miejsce wszyscy odetchnęli z ulgą. Wolna przestrzeń. Tak, zdecydowanie tego mi brakowało. Człowiek w tłumie zachowuje się jak zwierzę w stadzie - kopiuje zachowanie innych zwierząt. A ja wolę myśleć samodzielnie, dlatego nie lubię tłoku.
  - Gdzie miała czekać na nas twoja ciocia, Jess? - spytał Matt
  - Hm. Miała czekać przy kasach. - odpowiedziałam powoli.
Już z oddali ujrzałam uroczą i uśmiechniętą twarz cioci Jenny.
  - Kochanie, tak się cieszę, że Cię widzę! - jej silne, choć delikatne ramiona objęły mnie mocno jakby w ten sposób miały wynagrodzić mi lata rozłąki z ulubioną siostrzenicą.
To właśnie w ramionach ciotki zdałam sobie sprawę, że to tutaj jest moje miejsce na Ziemi. To tutaj jest mój dom, a nie tam, gdzie rodzina. Nie tam, gdzie stoi pusty, przestronny i przede wszystkim - mój - pokój.



Życie to ciągła podróż do domu.



______________________________________________________
Wracam do Was po długiej nieobecności z wielkim hukiem! BUUM. Ale ważne, że już jestem i oddaję w Wasze ręce rozdział 10 ;)
Pozdrawiam ciepło wszystkich czytelników. : ))
Przeczytałeś = skomentuj



niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział IX

~Nathalie~
   Śniło mi się, że byłam w szkole. Dookoła mnie pałętało się wielu uczniów. Ktoś nagle zakrył moje oczy dłońmi. Od razu zgadłam kto to.
   - Caroline - zaśmiałam się głośno.
Dziewczyna z uśmiechem na twarzy stanęła obok mnie. Przed sobą miała paczuszkę z karteczką ,,Wszystkiego najlepszego''. Zatrzymałam się zdziwiona.
   - Co to ?
Stojąca obok Caro Jessica uśmiechnęła się do mnie z politowaniem
   - Dziwna jesteś. - stwierdziła - Nie mów, że nie pamiętasz o swoich urodzinach.
No tak ! Mam dzisiaj urodziny ! Jak mogłam zapomnieć o czymś takim ?
Zaśmiałam się szczerze.
   - No tak. Starzeję się. Dzięki, że przypominacie.
   - Nie ma za co - odpowiedziała Clau ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy. Dałam jej kuksańca w bok.
Zajrzałam do paczki i zobaczyłam w niej prześliczny wisiorek z napisem Smile, poprosiłam dziewczyny, by mi pomogły go założyć i szybko poszłam do łazienki zobaczyć jak w nim wyglądam. I wtedy się obudziłam. Ku mojemu zdziwieniu byłam wypoczęta, a w głębi mnie tliła się iskierka szczęścia.
Nagle sen się zmienił przeistaczając się we wspomnienie ubiegłego dnia. Obudziłam się zlana potem, lecz mimo to wypoczęta. Gdzieś tam w głębi cieszyłam się, że się obudziłam, gdyż nie muszę już przeżywać na nowo tragedii której byłam świadkiem.
~Narrator o Nathalie~ (Narracja 3 osobowa, już po przeistoczeniu się snu)
Spała tak niespokojnie, że znajomy sen wykroczył poza ramy eterycznej krainy podświadomości i fantazji, od samego początku przybierając boleśnie rzeczywistą formę.*
Najpierw było wspomnienie. Strużki krwi płynące wzdłuż bladej szyi kobiety idealnie z nią kontrastując. Na twarzy Nathalie pojawiły się drobne kropelki potu które lśniły w świetle księżyca przebijającego się przez okno jej przytulnego pokoju.
~Matthias~
Walizki spakowane, jestem już na peronie. Jestem tam ja, Jess, Clau i Caro. Nigdzie nie widzę Nath, a trzeba zauważyć, że mam całkiem niezły wzrok. Zrezygnowała ? Wszystko jest możliwe. Nagle Jessica zadała pytanie na które prawdopodobnie znałem odpowiedź, lecz była ona na tyle niestosowna, że postanowiłem milczeć.
  - Gdzie jest Nathalie i dlaczego jej nie ma ? - Jessica była bardzo zaniepokojona nieobecnością przyjaciółki.
Cóż... z pewnością znam odpowiedź na drugą część pytania.
Wzruszyłem obojętnie ramionami.
   - Pewnie zaraz przyjdzie. - odparła Claudia z przekonaniem próbując uspokoić zarówno siebie jak i innych.
W chwili w której Clau skończyła mówić zza rogu wyłoniła się nerwowa, ale z uśmiechem na twarzy postać Nathalie. Odetchnąłem z ulgą. Musiałem przyznać, że bałem się tego spotkania.
   - No nareszcie - powiedzieliśmy chórem. Tak, cała czwórka chórem wypowiedziała te same słowa, po czym wybuchnęła śmiechem.
~~Claudia~~
Dziwne, ale pozytywne uczucie wypełniało pustkę w moim ciele. To przeczucie. Przeczucie, że wydarzyło się coś ważnego co będzie miało wpływ na naszą przyszłość. Miałam ochotę zamknąć oczy jakbym miała coś zobaczyć oczyma wyobraźni. Ale zamiast tego w mojej głowie usłyszałam głos. Miałam wrażenie, że to mój własny, lecz po chwili zauważyłam, że to głos małej dziewczynki która chce być mądrzejsza od rodziców.



Posłuchaj mnie kochana,
Bo powiem to tylko raz.
Nathalie musi być asekurowana
Tutaj liczy się nie tylko czas.




To dotyczy Was wszystkich,
Ale zachowaj to dla siebie
Nie wyglądacie na głupiutkich.
Wskazówek szukaj w niebie.



Już miałam otworzyć usta by powiedzieć innym o tym co właśnie zaszło, ale zdałam sobie sprawę, że to będzie wyglądało wręcz absurdalnie. Zamiast tego wyjęłam kartkę i długopis, by zapisać słowa wypowiedziane przez dziecko ,,z głowy''. Nie wiedziałam, czemu to robię, robiłam to, co nakazywała mi intuicja. Podpowiedziała mi, że to będzie bardzo ważne.
Usłyszałam głośny gwizd, a pociąg wjechał na peron. Bilety mieliśmy kupione, więc nie było się czym martwić. Weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsca w wolnym przedziale. Mimo to martwiłam się, że nie ma Mariusa. Poprosiłam Jessicę na słowo. Ta tylko skinęła głową. Wyszliśmy z przedziału.
   - Gdzie jest Marius? - zapytałam. Byłam tak przejęta jego nieobecnością, że nie byłam w stanie opanować drżenia głosu.
  -Spokojnie, zaraz będzie. Dzwoniłam do niego. Pociąg odjeżdża za 15 minut, a on jest prawie na miejscu. Stał w korku, dlatego go nie ma. - Jess patrzyła na mnie z politowaniem, jakbym przesadzała.
  - To o mnie mowa ? - głos rozległ się tuż nad moim uchem.
Kiedy szybko odwróciłam głowę nasze usta na chwilę się zetknęły w delikatnym pocałunku, który skończył się tak szybko jak się zaczął. Zawstydzona odwróciłam wzrok.
   - Martwiłam się - powiedziałam z wyrzutem. - Myślałam, że nie przyjedziesz.
   - Obiecałem, więc jestem.
Mark delikatnie dotknął dłonią mojego zaróżowionego policzka. Jessica niezauważalnie się ulotniła pozostawiając nas samych. Chwilę tak staliśmy po czym dołączyliśmy do przyjaciół w przedziale.
Kiedy tylko Matt dostrzegł nowego towarzysza naszej wycieczki natychmiast wstał zaniepokojony.
   - Marius -wycedził przez zęby - Nie spodziewałem się ciebie tutaj.
Mark wyglądał na równie zaskoczonego jak Matt.
  - To wy się znacie ? - wtrąciłam
Obaj nie zaszczycili mnie nawet spojrzeniem, nie mówiąc już o wyjaśnieniach. Wyglądali na zaskoczonych i jednocześnie wściekłych. Nie wiadomo było z jakiego powodu.



Lo­su zmien­ność by­wa trud­na,dla­tego cza­sem war­to ab­stra­hować od tej rzeczy­wis­tości, wo­bec której jes­teśmy bezsilni. 
 
__________________________________________________________________
* Cytat z książki ,,Ukryta'' sagi ,,Dom Nocy''
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
 Hejka ;) W końcu nowy rozdziałek.  Jeśli przeczytałeś to skomentuj ! Będzie mi miło jeśli pozostawisz po sobie ślad w tej oto postaci. Krytyka też jest mile widziana. Chcę wiedzieć co należałoby poprawić.  ;) To chyba na tyle. Do zobaczenia przy następnym rozdziale ! ;**







piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział VIII

~Claudia~
Przed pakowaniem postanowiłam wpaść do Jess, miałam zamiar jej pomóc. W końcu jest taka roztrzepana, że nie wiadomo co może wywinąć. A co jak zapomni spakować szczoteczkę do zębów ? Wszystko jest możliwe...  Byłam już przed drzwiami Jessiki, kiedy ogarnęło mnie niepokojące uczucie, że właśnie wydarzyło się coś niedobrego. I miało to ścisły związek z Nathalie. Wiatr smagał mnie po twarzy próbując dodać mi nieco otuchy. Zaniepokoiłam się. Po chwili wróciłam do rzeczywistości. Przecież to niemożliwe, nierealne. Nath pewnie siedzi przed telewizorem, albo się pakuje. Może później do niej pójdziemy? Oczywiście razem z Jessicą.  Zapukałam do drzwi, a do moich uszu dobiegło głośne schodzenie po schodach. Po chwili Jess stała już w drzwiach i zapraszała mnie do  środka.
  - Siemcia, wchodź - rzuciła
  - Hej. Jak tam?
  - Spoko. Co, przyjechałaś mnie skontrolować? - spytała z wyzywającym spojrzeniem
  - Eheem. Chcę się upewnić, że weźmiesz wszystko.
Jessica wzruszyła ramionami.
  - Wszystko pod kontrolą.
  - Czy aby na pewno? - spytałam wchodząc do jej pokoju. - A szczoteczkę wzięłaś?
Jess zrobiła pytającą minę.
  - Do włosów? Oczywiście.
Dałam jej kuksańca w bok.
  - Do zębów, ciemnoto. Myślisz troszeczkę ?
Usta Jessiki uformowały się w wielkie, zaskoczone ,,O'' .
  - Wiesz co, dobrze, że przyjechałaś - zaśmiała się i poklepała mnie po plecach.
Nie mogąc się powstrzymać połaskotałam ją.
  - Niee, proszę, przestań - mówiła między atakami śmiechu - Mam łaskotki !
Przestałam kiedy usłyszałam hałas w sąsiednim pokoju. Jessica wykorzystała okazję i rzuciła się na mnie. Łaskotała mnie po żebrach, pod pachami i po szyi - czyli w miejscach gdzie mam największe łaskotki. Boże, jak ja nienawidzę łaskotek ! To znaczy, lubię łaskotać, ale nie cierpię kiedy to ja jestem atakowana.
Prosiłam ją, by przestała, ale skończyła dopiero wtedy, gdy to zaczynało mnie już boleć.
  - No dobra, bierzemy się do roboty. Pokaż, co tam pakujesz ?
Zabrałyśmy się do pracy jednocześnie gadając i słuchając muzyki.
~Nathalie~
Boże, to było straszne. Straszne ? Przerażające! Wciąż nie mogę się otrząsnąć po tym, co widziałam. Czy to był... Matt ? Nie, to niemożliwe ! Ale... on jest zwykłym nastolatkiem.  Wciąż miałam przed oczami tą upiorną twarz. Jego zęby wbijające się w tętnicę tej biednej dziewczyny. Na twarzy błoga ulga już po pierwszym łyku. Ale Matt od początku wydawał mi się jakiś dziwny. Niby wyglądał na normalnego, ale zachowywał się nieco... staroświecko, jakby żył na tym świecie wiele, wiele lat.  Tak bardzo się go bałam. Zabarykadowałam drzwi i okna, ale wątpię, by to coś dało kiedy przyjdzie. To była ładna dziewczyna, szkoda mi jej. Nie mogłam jednak nic zrobić. Matt zabiłby mnie bez mrugnięcia okiem. Siedziałam w najciemniejszym kącie mojego pokoju i ryczałam, kiedy usłyszałam hałas za oknem. Przestraszyłam się. A co jeśli to on ? Nie myliłam się. Kiedy podniosłam lekko głowę i spojrzałam w tamtym kierunku ujrzałam wizerunek Matta. Odsunęłam się jak najdalej od niego.
  - Odejdź. Nie zabijaj mnie- szepnęłam
Zakryłam oczy dłońmi. Ogarnęło mnie niewyobrażalne przerażenie. Byłam bezbronna. Matt i tak wszedł do pokoju, a ja poczułam, że mam motyle w brzuchu, ale nie  takie, które odczuwają zakochani. Motyle i efekt wymiotny to nie jest dobre powiązanie, a wszystko to ze strachu.
Matt powoli podszedł do mnie, ukucnął przede mną i wyciągnął powoli dłoń. ,,Jak do tamtej kobiety'' pomyślałam.
   - Nic ci nie zrobię - szepnął - Obiecuję
Po tych słowach lekko się uspokoiłam, ale nie na tyle, by przestać być ostrożną.
   - Pozwolisz, że wszystko Ci wyjaśnię ?
Zawahałam się tylko na chwilę. Pokręciłam przecząco głową.
   - Jesteś potworem. Nie chcę cię znać.
   - Proszę...
   - Nie! - przerwałam mu nim dokończył zdanie - Wyjdź stąd! Nie chcę mieć z tobą do czynienia ! Zabiłeś ją! Zabiłeś tą biedną kobietę!
Rozpłakałam się. Tego było dla mnie za wiele.
  - Podobałeś mi się. Ba ! Ja cię pokochałam ! A ty się okazałeś potworem.
Spojrzałam na niego z pogardą. Na ogół nie jestem taka odważna, ale teraz, kiedy adrenalina krąży w moich żyłach niczego się nie boję. ,, Nawet śmierci ? '' pomyślałam. ,,Tak, nawet śmierci''. Matt w dalszym ciągu próbował się do mnie zbliżyć, ale mu nie pozwalałam.
    - Odejdź stąd. Albo cię zabiję. Nie wiem jak, ale to zrobię.
Matt podszedł powoli do okna. Spojrzał na mnie przepraszająco.
   - Jak mogłeś to zrobić ? - szepnęłam tak cicho, że nikt by tego nie dosłyszał. Nikt prócz wampira.
~Matt~
Chciałem zrezygnować z wyjazdu. Zależy mi na Nath. Nie chcę jej ranić. Najlepiej by było gdybym odszedł.  Ale jedzie jeszcze jakiś chłopak. Ale jeden mały chłopaczek ich nie obroni. Na nieszczęście jadą w rejon gdzie aż roi się od wampirów. A co jeśli coś im się stanie ?
Moje rozmyślania przerwał Chada. Jedna z jego zajebistych nutek rozbrzmiewała w moim telefonie. Na wyświetlaczu pojawił się numer Jessiki. Odebrałem.
   - Halo ?
   - Siema Matt. To co jedziesz z nami ? - spytała z entuzjazmem.
Czyli Nath nic im nie powiedziała. Szybko podjąłem decyzję.
   - Jasne. Miałbym to przegapić. Hmm...
   - Co ,,hmm...'' ?
   - To będą moje ulubione wakacje
   - Czemu ? - zapytała zdziwiona
   - Pomyśl tylko. Ty, Caroline, Clau i - tylko na chwilę się zawahałem - Nath w bikini. To będzie coś!
Jessica zaśmiała się to słuchawki.
   - Ty... - zastanawiała się jak to ująć - facet ! - krzyknęła w końcu
Teraz to ja się zaśmiałem.
    - Masz rację. Jestem facetem.
Po krótkiej rozmowie się rozłączyliśmy. Z westchnieniem opadłem na poduszki mojego łóżka. Nagle dostałem olśnienia. Skoro Nathalie nie chce mnie wysłuchać to nieświadomie przeczyta to, o co chcę ją poprosić. Wziąłem telefon do ręki i wysłałem jej krótkiego sms-a.
~Nathalie~
Adrenalina opuściła moje ciało. Mimo to strachu nie było.Nagle jedna z kieszeni moich spodni zaczęła wibrować. Wyjęłam z niej iPhona i przeczytałam wiadomość.
Proszę, dochowaj tajemnicy. Zrobię dla Ciebie wszystko.
Wyłączyłam telefon i rzuciłam się z płaczem na łóżko. Moją ostatnią myślą przed zaśnięciem było ,,Dlaczego to akurat ja ? ''. Potem już nic nie było. Tylko spokojny, cichy sen.
___________________________
Wiecie co mnie wnerwia ? Że nieźle sobie radzę z opisywaniem uczuć. Serio, mogę napisać bardzo dużo o bólu, stracie, radości i miłości. Ale za cholerę nie mogę napisać dłuższego opisu miejsca i zdarzenie. Nie wiem dlaczego. Staram się, chyba robię postępy. Nie, zaraz, wróć. Staram się, ale nie robię postępów i dlatego rozdziały są takie krótkie. I właśnie to mnie wnerwia. Ale cóż... Mówi się trudno i pisze się dalej.







piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział VII

Stałam przed otwartą walizką w moim pokoju. Wpatrywałam się w kolorową pościel na łóżku. Mechanicznie pakowałam ubrania. Nie myślałam, ponieważ zanurzyłam się we wspomnieniach. Kiedyś już byłam u cioci Kelly, 3 lata temu, miałam wówczas trzynaście lat. Pamiętam dobrze tamten wyjazd, jakby to było wczoraj. Siedziałam na ławce przed domem, patrzyłam jak ganiają się dzieciaki, które na oko miały cztery lub pięć lat. Nawet nie zauważyłam jak obok mnie usiadł jakiś chłopak.
  - Cześć - przywitał się- Jestem Dallas
  - Hej, jestem Jessica - powiedziałam ukrywając atak śmiechu
Nigdy nie spotkałam chłopaka o takim imieniu. Jest ono dość oryginalne
  - Z czego się śmiejesz ? - zapytał
  - Nie ważne i tak nie zrozumiesz
Zaczęliśmy rozmawiać, żartować. Dallas był uroczym chłopcem w moim wieku. Blondyn z grzywką i ślicznym uśmieszkiem. Polubiłam go. Niestety, dzieliło nas wiele kilometrów. Kiedy wyjechałam nasz kontakt się urwał. Czy on nadal tam mieszka ? A co jeśli go spotkam ? Jak mam zareagować ? Przecież zwykłe ,,Cześć, pamiętasz mnie?'' jest po prostu idiotyczne ! Zwłaszcza po tej niekomfortowej sytuacji która miała miała wtedy miejsce. Ale przecież byliśmy tylko dziećmi ! Skąd mogłam wiedzieć, nie spodziewałam się takiej reakcji z jego strony. Miałam to za świetną zabawę. Westchnęłam ciężko.
  -Tyle wspomnień przepadło w kilka chwil. - szepnęłam zrozpaczona swoim położeniem  - Jess, weź się w garść. Możliwe, że nie będzie mnie pamiętał, albo nawet już tam nie mieszka.
Byłam zła na siebie, że tak łatwo zaczęłam panikować. Nie powinnam wyć, w sumie to nie ma powodu. Wzięłam trzy głębokie oddechy.
~Matt~
Wychodzę z domu. Mijam ogród w którym kwitną różnorodne kwiaty. Czuję głód, palący mnie od środka. Spala mój żołądek, przełyk, gardło. Palą się moje płuca uniemożliwiając oddychanie. Muszę jak najszybciej się pożywić, szybko, szybko, nie ma czasu ! Ogień, czuję ogień. Palę się, palę ! Mam ochotę krzyczeć ze złości i z głodu. Krew, fresh blood, sweet blood.
Dookoła śpiew ptaków. Nie zachwycam się nim. Wsłuchuję się w bicie ich małych serduszek, które pompują krew. Tylko tyle, tak niewiele do szczęścia. Jestem już w mieście, idę ulicą i staram się wyglądać na normalnego chłopaka. Choć od środka jestem rozrywany nie daję tego po sobie poznać. Z oddali dostrzegłem mą ofiarę. Urocza brunetka. Z jej urodą mogłaby być modelką. Nim skręciła w ciemną uliczkę spojrzała na mnie kątem oka w których pojawił się niebezpieczny błysk. Podążyłem za nią pospiesznie. Taki łakomy kąsek nie może mi nigdzie uciec.
  -Będzie kolacyjka, mniam - szepnąłem do siebie podekscytowany
Idąc za nią wkroczyłem do wąskiej uliczki tego dużego miasta. Chicago to nie byle co. Wyczuwałem jej emocje. Bała się, dostrzegła, że za nią podążam. W głębi instynkt mówił mi, że ona coś knuje. Krótkie spodenki podkreślały jej okrągły tyłek, a bluzka podkreślała jej figurę kierując wzrok faceta na pełny biust. Droga nagle się kończy. Ona odwraca się w moją stronę, spogląda na mnie z przerażeniem. Wzrok szuka drogi ucieczki. Patrzy w prawo - ściana. Patrzy w lewo - ściana. Patrzy w górę - wysokie budynki, brak możliwości. Patrzy przed siebie - głodny napastnik.
  - Nie uciekaj, my sweety
Podchodzę do niej. Głaszczę jej delikatny policzek. Chwilę przed atakiem spoglądam w jej oczy. Czarne i niebezpieczne, a mimo to tak bardzo bezbronne. Moje własne właśnie teraz zaczynają się zmieniać. Najpierw pomarańczowe, potem już krwistoczerwone. Czuję jak kły wydłużają się, robią się ostrzejsze. Takie małe a potrafią dać tyle szczęścia. Kobieta zamyka oczy.
  - Nie rób mi krzywdy, proszę - szepcze w nadziei, że ją zostawię
Składam na jej ustach delikatny pocałunek. Krótki, czuły, aby ją uspokoić. Całuję ją wzdłuż podbródka, powoli zniżam się ku szyi. Językiem odnajduję tętnicę. Otwieram szeroko usta, a moje zęby zatopiły się w jej szyi. Równo z jej krzykiem po moim wnętrzu zaczyna płynąć ciepła ciecz dająca uczucie błogiej ulgi. Kropla krwi uciekła i płynie po mojej twarzy.Oblizuję ją z rozkoszą i wracam do posiłku. Lecz przerywa mi krzyk. Nie był to jej krzyk, ona już praktycznie nie żyje. Odwracam głowę i widzę kogoś, kogo nigdy nie chciałbym zobaczyć w takich okolicznościach. Nathalie. Moja biedna i przerażona Nathalie. Co ona tu robi? Przecież nie powinno jej tu być. Czuję jak znów zaczynam zmieniać się w zwykłego chłopaka. Głód już mnie nie pali, nasyciłem się. Teraz oprócz sytości czuję strach. Co mam zrobić? Nath zbiera się do ucieczki.
  - Zaczekaj, wszystko wyjaśnię - krzyknąłem, ale już jej nie było
_______________________________

Nie wiem co mam myśleć o tym rozdziale. Na pewno wnosi coś nowego. Zmienią się relacje między Nathalie i Mattem. Na lepsze, czy na gorsze ? Zobaczycie. Mam wszystko zaplanowane ;)

Proszę, komentujcie. To pomaga w pisaniu. :)

czwartek, 19 czerwca 2014

Rozdział VI

~Jessica~
Byłam naprawdę szczęśliwa. Razem na wakacje? Szczyt marzeń. Czyli one jednak się spełniają? Siedziałam w wygodnym fotelu w salonie, a do moich nozdrzy dostawał się cudowny zapach książek. W domu mieliśmy taką małą biblioteczkę. Razem z mamą zbieramy komplety naszych ulubionych serii książek. Tak, uwielbiamy czytać. Ja nie mam z tym żadnego problemu, ale inni owszem. Kocham czytać - jest to jedna z moich dziwacznych cech. W XXI w.  niewiele znajdziesz osób, które czytają książki. W tej chwili czytałam chyba po raz setny ,,Piątą porę roku ''  Monsa Kallentofta. Jest to naprawdę brutalna opowieść, nie dla osób o słabych  nerwach.
  - Jessica ! - ktoś nagle wrzasnął mi nad uchem.
  -Co jest ? - spytałam zdziwiona - Coś się stało ?
Okazało się, że to Caroline wybudziła mnie z książkowego transu.
  -Znowu się zaczytałaś. - spojrzała na mnie z politowaniem
Zawstydzona skinęłam głową. Kiedy się wciągnę to nie sposób zwrócić na siebie moją uwagę.
  -Fajnie, że przyjechałaś, ale mogłaś mnie uprzedzić. Posprzątałabym.
  -Oj tam, oj tam. I tak nie będziemy siedzieć w domu. Wstawaj, zbieraj się. Dziewczyny czekają.- Caro niemalże zwaliła mnie z fotela. - Chyba, że nie jedziesz z nami na zakupy - spojrzała na mnie podejrzliwie
Natychmiast się zerwałam. Jeśli zakupy to tylko ze mną. Na pewno nie przegapię tego. Do miasta zawiózł nas tata Claudii. Na odchodne powiedział, żebyśmy się nie spieszyły. Była godzina 13, obiad zamierzałyśmy zjeść na mieście. Fajnie, taki babski wypad.
  -Gdzie idziemy najpierw ? Może coś zjemy - zaproponowała Nathalie
  -Mnie obojętnie - rzuciłam, a dziewczyny potakiwały głową na znak, że im też jest wszystko jedno.
Wybrałyśmy nasz ulubiony bar sałatkowy i tradycyjnie już naszą ulubioną sałatkę. Nawet nie brałyśmy Menu, wiedziałyśmy co chcemy. Po kilku minutach przyszła kelnerka z notesem i ołówkiem w dłoniach.
  - Co podać ? - uśmiechnęła się do nas łagodnie
  -Poprosimy ,,Sałatkę na zielono'' cztery razy. Małą, oczywiście
Kiedy Caroline zamawiała jedzenie my ustalałyśmy do jakiego sklepu iść najpierw. Ralph Lauren, Lacoste czy Levi's ? Są to nasze ulubione sklepy, zawsze znajdujemy tam coś dla siebie.
  - No i co? Który najpierw ? - zapytałam
  - Może ustalmy czego najbardziej nam brakuje - zaproponowała Claudia
  - Mi najbardziej brakuje... wszystkiego - powiedziała Nath
  -Mi brakuje stroju kąpielowego i bluzek. - powiedziałam
  - A mi w zasadzie tylko butów. Choć znając siebie kupię sobie wszystkiego po trochu. - W oczach Caroline mieniły się iskierki szaleństwa
  - Ja też - przytaknęła Claudia
Stwierdziłyśmy, że Lacoste będzie najlepszy, ma różnoraki wybór.
Wpatrywałam się w ściany o pastelowych barwach. Okrągły zegar przedstawiający ładnie udekorowaną sałatkę wskazywał godzinę 13.15. W tym momencie przyszła kelnerka i podała nam nasze dania. Przypatrzyłam się dokładnie dobrze znanym nam talerzom. Kolorowe wzorki ciągnęły się wzdłuż okręgu. Wzięłam widelec do ręki i zaczęłam powoli jeść delektując się każdym kęsem . Jadłyśmy w milczeniu, od czasu do czasu któraś z nas rzuciła jakąś uwagę i to na tyle. Po zjedzonym posiłku udałyśmy się do sklepu.  Już przez szybę Nathalie wypatrzyła super komplety ubrań.
  - Iiiii ! - piszczała zadowolona - Zamawiam to  !
Podeszła do manekina na którym była bardzo fajna sportowa bluza. Ciemna, niemalże czarna, z flagą USA, a do kompletu  granatowe spodnie. Nie wspomnę już o cudownej torebce ! Nath będzie cudownie w niej wyglądać. To była niewielka część kompletów, które wybrała. Zadowolona podchodziła do kasy.
  - Nie zapomniałaś o czymś? - zapytałam ją
  - O czym niby ? - zrobiła zaskoczoną minę.
  - Wiesz, jedziemy nad jezioro. Jest środek wakacji... - zaczęłam
  - Strój kąpielowy - przerwała mi i prędko popędziła do części z ubraniami na plażę. Kiedy znalazła fajny stój złapała mnie za rękę i zaciągnęła do przymierzalni.
  -Zaczekaj chwilę - powiedziała pod drzwiami.
Weszła do pomieszczenia, usłyszałam dźwięk zamykanych drzwiczek Po kilku minutach z tych samych drzwi wyszła zupełnie inna osoba. Nath wyglądała super w tym niebieskim bikini. Teraz kiedy Nath była obrobiona przyszła w końcu moja kolej. Kupiłam sobie spodnie w kolorze graniczącą z zielenią i szarością, bluzę Mom Please i wiele innych super kompletów. Nie zapomniałam o bikini. Wybrałam białe, najzwyklejsze w świecie- dlatego mi się spodobało. Nie szłam przymierzyć, nie musiałam. Claudia kupiła sobie szarą podkoszulkę z Marudą (Smerfy) i żółte spodnie. Ale to nie wszystko. Wszystkie kupiłyśmy sobie średnio po cztery lub pięć kompletów. Cia kupiła także czarne bikini podkreślające jej figurę. Caroline upatrzyła sobie zwykłe rurki i szarą bokserkę. Jeśli chodzi o kostium kąpielowy to postawiła na dziewczęcy róż. Nie powiem ile zapłaciłyśmy w sumie za to wszystko. Rodzice mają zdecydowanie lżejsze portfele. Spojrzałam na zegarek.
  - Jest szósta sześć - powiedziałam podchodząc do Claudii - Ktoś o mnie myśli.
Claudia postanowiła tego nie komentować. Wróciłyśmy wcześniej do domu, żeby móc się spakować. Chłopaki nie mieli tego problemu co my. Oczywiście jadą z nami, ale oni nie musieli kupować nowych ciuchów.
Wpatrywałam się w jasne ściany mojego dużego pokoju. To ostatnia noc w tym domu na całe dwa tygodnie. Zapamiętaj to miejsce.

____________________________________________

Rozdział krótki, niepotrzebny, w zasadzie tylko dla dziewczyn. Ale akcja na wakacjach fajnie się rozwinie.

sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział V

~Claudia~
Dzień był wyjątkowo słoneczny, Jessica miała świetny pomysł z tą kąpielą nad rzeką. Ciekawa byłam, dlaczego zabrała tego chłopaka. Marius, czy jak mu tam. Hm... trzeba wymyślić mu ksywkę, przecież to imię jest za długie! Skoro na Matthiasa wołamy Matt, to na Mariusa... Mark? Chyba może być.
  Po dwóch godzinach pływania wszyscy zgłodnieliśmy. Rozłożyłam więc koce na których usiedliśmy i wyjęłam jedzenie.
  - Mmm, naleśniki! - zachwycał się Marius - Mniam. Zgłodniałem!
  - Dla ciebie nie ma ! - zaśmiałam się
  -A to niby dlaczego? -oburzył się
  - A przyniosłeś coś? My tak, a ty? - dziewczyny zrobiły zaskoczoną minę, mrugnęłam do nich porozumiewawczo. Zrozumiały co robię. - Nie zasłużyłeś !
Miałam ochotę pokazać mu język. Nie wiem dlaczego. Ach! No tak! Nadszedł czas ,,Dobrego Humorku''.
Dostaje go każda z nas. Podczas wakacji w momencie, kiedy coś knujemy lub jesteśmy totalnie wyluzowane. Natomiast kiedy jesteśmy w szkole głupawki najczęściej dostajemy przed matematyką.
  - Ale mnie nikt nie poinformował! - wykłócał się.
  - No dobra, wcinaj - dałam za wygraną. Nie potrafię się długo kłócić z takim przystojniakiem
Wszyscy zabraliśmy się do jedzenia.Naleśniki, kanapki - niebo w gębie!
  - Marius, może nam coś o sobie opowiesz - zaproponowała Nathalie
Mark zamyślił się na chwilę. Miałam wrażenie, że nie chce o sobie opowiadać. Jess nie ingerowała. Chyba chciała, by sam zdecydował, czy chce coś o sobie mówić.
 - Ja urodziłem się w biednej rodzinie. Rodziców nie stać było na dziecko. Takie były czasy.- zaciął się na chwilę, jakby powiedział kilka słów za dużo. - Oddali mnie więc do rodziny zastępczej. Wychowali mnie obcy ludzie. Julie i Peter - moi rodzice zastępczy - zmarli dwa lata temu pozostawiając mnie samego. Leżeli w szpitalu. Starsi ludzie, mieli badania kontrolne. Pewnego dnia pielęgniarka, która przyszła ze śniadaniem zauważyła ich. Dziwne by było, gdyby ich nie dostrzegła. Krew na zewnątrz, a w środku już nie. Jakby zaatakowała ich noc. Kamery nic nie znalazły. Matt też jest sam, prawda? - Miał łzy w oczach. Widocznie zależało mu na nich. Nagle zapowietrzył się. Czyżby znowu powiedział trochę za dużo?
Dlaczego sprawiał takie wrażenie? Mój mózg pracował na pełnych obrotach. Możliwe, że śledztwo, które było przeprowadzane jest tajne, a on znał niektóre szczegóły, których nie powinien wyjawiać... Może. Postanowiłam jednak nie wtrącać się w jego życie prywatne.
  - Claudia? - usłyszałam głos Mariusa - Przejdziemy się?
  - Jasne - rzuciłam. Dobry Humorek wciąż jest pomimo nieprzyjemnych wyznań.
Kątem oka dostrzegłam jak dziewczyny spojrzały po sobie. Dostrzegłam w oczach Jessiki coś dziwnego. Głęboko, głęboko w jej spojrzeniu tliły się iskierki nieoczekiwanej radości. Już ja znałam to spojrzenie. Uknuła to, wiedziała, że mi się spodoba Mark. Szliśmy leśną drogą, dookoła wiele drzew, a na nich wiewiórki. Śliczne maleństwa, na szczycie drzew ptasie gniazda z których wychylały się łebki piskląt. Zdziwiłam się, gdyż zwierzęta wyglądały, jakby się nas bały. Nie tak, jak zwykłe zwierzę boi się człowieka, ale dużo bardziej. Bezsilne, przerażone.
Niespodziewanie Mark złapał mnie za rękę i zboczył ze ścieżki.
  - Pięknie tu - szepnęłam - Widać, że znasz okolicę
  - Chodź, pokażę ci coś. - puściłam jego dłoń, czułam się nieco niezręcznie. Zarumieniona spuściłam głowę.
Przez las szliśmy około pięciu minut.
  - Daleko jeszcze? - spytałam zniecierpliwiona
  -Nie.
Odetchnęłam z ulgą. Nie lubię wypraw przez las. Głównie przez pajęczyny w które raz po raz wpadałam. Ale o dziwo nie spotkałam żadnego pająka.
W oddali zauważyłam promienie słoneczne przenikające przez korony drzew. Byliśmy na przepięknej polanie. To miejsce wprawiało w zachwyt.


-Jej- szepnęłam zauroczona miejscem - Jak tu pięknie. Las jest piękny, ale to. - zapowietrzyłam się.
Byłam zachwycona. Urok miejsca odebrał mi rozum. Szczęśliwa zarzuciłam się w jego objęcia. Staliśmy tak ciesząc się chwilą. Potem mój rozum powrócił, odsunęłam się od niego delikatnie.
-Dziękuję. - mieszkam w tej okolicy tyle lat, a nie wiedziałam o istnieniu tego miejsca.
-Zrobiłem to z przyjemnością.
Dookoła kwitły kwiaty, słońce świeciło. Idealne miejsce na randkę, pomyślałam, po czym natychmiast się zarumieniłam.
-Skąd te rumieńce? - spytał Marius siadając na trawie.
-Ze szczęścia-odparłam z uśmiechem.
Usiadłam naprzeciw niego tak, bym mogła widzieć jego piękne, czarne oczy.
Byliśmy naprawdę blisko, czułam jego zimny oddech na swojej skórze. Spuściłam wzrok, lecz po chwili znów go uniosłam. To, co zobaczyłam przeraziło mnie. Jego oczy nie były już pięknie czarne, lecz krwiście czerwone.Zasłoniłam oczy dłońmi, a kiedy odważyłam się spojrzeć na niego obok mnie znów siedział dawny Marius.
  -Coś się stało? - spytał zmartwiony
Starałam się uspokoić oddech, a kiedy mi się udało odpowiedziałam Mariusowi.
  -Twoje oczy - szepnęłam przerażona - Były... jak krew.
  -Słucham? To chyba przez to miejsce. Kiedy ktoś jest zbyt szczęśliwy, zawsze przydarza się coś, co psuje jego nastrój.
Ewidentnie unikał odpowiedzi, zmieniał temat. Postanowiliśmy wrócić do dziewczyn, szliśmy w milczeniu.
~Marius~
Cholera jasna. Co za wpadka. A było tak blisko. Pieprzony Matt, to wszystko jego wina! Gdyby nie on, byłbym normalny. Normalny? Ja byłbym martwy. Matt uratował mi życie, tylko tak można było to zrobić. Pomimo upływu wielu, wieli lat jeszcze nie wszystko opanowałem, to stąd te oczy. Pogodziłem się z losem i z tym, że nigdy więcej nie ujrzę Julie i Petera. Kto im to zrobił? No kto?! Ciała wyssane z krwi, sprawca nawet nie pofatygował się, by sprzątnąć ciała. Bo i po co? Ludzie i tak się nie dowiedzą, kto to zrobił, ale ja tak. I nie daruję mu tego.
Minęło prawię pięćset lat od ich śmierci, a ja nadal rozpaczam. Co cię dziwić, biedni ludzie, chłopstwo przygarnęło sierotę z ulicy. Ubrali, nakarmili, wychowali. Zmarli, kiedy miałem czternaście lat. Dopadły ich Angielskie Poty - choroba, która do dziś pozostaje tajemnicą. Kiedy tylko zauważyłem u nich pierwsze objawy - obfite pocenie się, krwotoki - zaprowadziłem ich do miejscowego lekarza. Ten przyjął ich, choć niechętnie. Choroba była bowiem bardzo zakaźna, a medycyna w tamtych czasach niewiele była w stanie zdziałać. Teraz ja, lekarz, Julie i Peter skazani zostali na śmierć. Lekarz położył ich u siebie w pokoju, sam spał na kanapie. Następnego dnia powiedziano mi, że oni nie żyją. Doktor zdradził, że to nie w wyniku choroby. Wróciłem do domu. Po dwóch godzinach zacząłem się pocić, krew lała się nosem, ustami. Nawet oczy były krwiste. Wtedy zjawił się Matt. Uratował mi życie. Domyślasz się, czym jestem? Tak, jestem potworem. Największym drapieżnikiem żyjącym na ziemi. Strzeż się mnie.
~Claudia~
Pomimo tego, co się wydarzyło (Bo się wydarzyło, prawda? ) nadal traktuję Mariusa normalnie. Udaję, że to nigdy nie miało miejsca. Postanowiłam o tym nie myśleć. No bo jak to wyjaśnić? Może jest chory, albo coś w tym rodzaju.
  -Jesteście już ? - usłyszałam zdziwiony głos Caroline
  - Tak. Niebezpiecznie jest zostawiać Was za długo samych. - odparłam
  - Spokojnie, wszystkiego pilnowałam - powiedziała Jessica z wesołym błyskiem w oku
  - Tego właśnie się bałam - odpowiedziałam jej
Wybuchłyśmy śmiechem. Niech nikt nie pyta dlaczego, bo i tak mu nie odpowiemy. Same nie wiemy, dlaczego nieraz się tak zachowujemy.
~ 3 godziny później~
~Jessica~
Nareszcie w domu. Co prawda spóźniłam się na obiad o  godzinę, ale mama nie miała mi tego za złe. Jakieś dwie godziny temu zadzwoniłam do niej i powiedziałam, że mogę się spóźnić, żeby się nie martwiła i że już jadłam. Usiadłam na kanapie, Nathalie i Caroline po moich bokach, a Claudia obok Nath. Prze pół godziny nic do siebie nie mówiłyśmy co było do nas niepodobne. Nieoczekiwanie moja mama weszła do pokoju i usiadła naprzeciw nas.
  - Moje kochane dziewczynki - nie wiem dlaczego, ale mama lubi to powtarzać, kiedy ma do nas sprawę- Mam dla was nieoczekiwaną informację. A znając Was jest to wspaniała wiadomość.
  - Możesz przejść do rzeczy, mamo?
  - Macie zaproszenie od cioci i wujka ze Springville.- wyjaśniła z uśmiechem - We cztery. Mało tego, możecie wziąć ze sobą jeszcze dwie osoby.
 -No nie wierzę ! - zawołała Caroline - Jess, masz super rodzinę.
 -Haha, wiem. - zaśmiałam się
 - Naprawdę? - spytała niepewna Nathalie - Jedziemy na wakacje? Razem?! Super!
 - Kogo zabierzemy ? - spytałam retorycznie. Oczywiście wiedziałam
Nawet nie zauważyłam kiedy mama wyszła, tak byłam przejęta.
  -Pff. Głupio się pytasz. - Claudia spojrzała na mnie z dezaprobatą - Oczywiście Matta i Mariusa.
Byłam pewna, że to będą super wakacje.



________________________________________
A teraz wyjaśnienia dotyczące posta :

Springville leży w stanie Utah, sąsiaduje m.in z Colorado. ( Oczywiście wszystko jest w Ameryce Północnej)

piątek, 6 czerwca 2014

Rozdział IV

Jechałyśmy do Claudii. Miałam ku temu pewne powody. Napisałam jej sms-em, żeby szykowała kostium kąpielowy. My zajęłyśmy się prowiantem, a Caroline pieniędzmi. Claudia zaś miała brać koc i ręczniki. Od zawsze tak dzielimy się obowiązkami. Każdy coś musi zrobić i jest trochę sprawiedliwości. Dlaczego trochę? Koc, ręczniki się upierze, na jedzeniu się tak nie traci, ale Caro to trochę wydaje kasy. W końcu jesteśmy cztery! No, chyba, że pojawi się jakiś chłopak i nam postawi coś.
  Dzień był parny i słoneczny. W sam raz na kąpiel. Nie jedna osoba dziwi się nam, czemu nie jedziemy nad zalew, jezioro.Odpowiedź jest prosta. Nasza rzeka jest wystarczająco głęboka - 3 metry to dla nas idealnie. A przede wszystkim jest mało osób. W miejscu publicznym trzeba się zachowywać przyzwoicie, a tutaj możemy szaleć!
  Jeszcze cztery kilometry - pocieszałam się w myślach - Dam radę.
Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, kwas mlekowy zalewał mięśnie. Do Claudii jest kawał drogi, a moja kondycja nie jest najlepsza. Do tego musimy jeszcze pojechać po niego.
  - Kim on jest ?- zapytała po drodze Nathalie - Co ty planujesz, Jess?
Tylko się zaśmiałam. W życiu by nie zgadła.
  - Mam takiego kolegę - zaczęłam
  - To już wiem ! - przerwała mi
  -Daj mi skończyć ! - wrzasnęłam na nią - I jemu spodobała się Clauduśka. Ha ha. Postanowiłam ich zapoznać.
Nath zaśmiała się w głos. To był zaraźliwy śmiech. Po chwili obie się śmiałyśmy, nie wiedząc z czego.
Dotarłyśmy pod dom chłopaka. Zsiadłam z roweru i popędziłam do drzwi. Zapukałam zgodnie z naszym szyfrem i weszłam do środka. Miał bardzo duży dom. Rodzice są bogaci, stać ich na wiele. Mieszkanie było przestronne, w jasnych kolorach. Z pastelowo błękitnych ścian spoglądały na mnie postaci z obrazów. Jedne były pozytywnie nastawione do życia, a u innych widać było wyraźną niechęć.
  -Nie mogłem się doczekać - powiedział witając się ze mną - Podobno masz dla mnie niespodziankę. No, czekam.
Uśmiechnęłam się do niego z politowaniem.
  -Niespodzianka znajduje się dokładnie trzy kilometry dalej- oznajmiłam - Rowerek między nogi i jedziemy
Marius - bo tak miał na imię - leniwie szedł do drzwi.
Ten chłopak mnie przerażał. Dosłownie. Wiem, że by się ucieszył, gdybym mu powiedziała, co zamierzam zrobić, ale chciałam mu zrobić niespodziankę.
  -Ruszaj tyłek ! - poganiałam go - Bo znudzi jej się czekanie i sobie pojedzie.
Miałam na myśli Claudię czekającą nad rzeką, ale on chyba odebrał to nieco inaczej. Od razu nabrał tępa. Nath pomachała mu wesoło.
  - Ona jest niespodzianką? - spytał nieco zawiedziony.
Zaśmiałam się tylko i przecząco pokręciłam głową.
  -Przecież mówiłam, że trzy kilometry dalej!
Przedstawiłam go Nath. Była zaskoczona widząc chłopaka. Wsiedliśmy na rowery i ruszyliśmy w drogę.

~Claudia~
Zastanawiałam się, gdzie one się podziewają. Czekamy na nie, a ich ciągle nie ma. Zaczynam się martwić. Siedzimy z Caroline (której swoją drogą zaczyna ,,odwalać'') i czekamy na nie od godziny. Zazwyczaj niewiele czasu zajmuje im dojazd tutaj pomimo sporej odległości. . Nagle usłyszałam wrzask. Caro spojrzała na mnie podejrzliwie i obie popędziłyśmy w stronę, z której dobiegał krzyk.
Dotarłyśmy na miejsce i zobaczyłam ścigającą się Nath i Jess. pokręciłam z dezaprobatą głową. Dzieci. Zaraz! Hola, hola! Przecież sama się tak zachowuję! Zaśmiałam głośno. Zdziwił mnie fakt, że towarzyszył im jakiś chłopak. Zaczęłam zastanawiać się, kim on jest. W sumie nawet jest fajny. Ale dlaczego go zabrały?
  -Cześć - przywitałam się - Co tam, dziewczyny? Widzę, że mamy gościa.
Było mi trochę głupio. Ja i Caro w kostiumie kąpielowym, a one w ubraniach. Na szczęście nie musiałam się długo przejmować. Dziewczyny zaraz zrzuciły ciuchy i wskoczyły do wody.
  -Długo czekałyście? - spytała Jessica
  -Trochę za długo, jak na mój gust - odpowiedziała Caro ochlapując ją wodą
  - A może mi powiecie, kim jest nasz gość? - wtrąciłam
Jess złapała się za głowę. No jasne, zapomniała. Cała ona. Szybko przedstawiła nam Mariusa i dała nura pod wodę. Zawstydziła się biedaczysko. W sumie ja też byłam nieco zakłopotana. Matius wciąż przeszywał mnie wzrokiem, co nie było mi na rękę. Przy najbliższej okazji spytałam Jessicę o co chodzi. Powiedziała mi tylko tyle, że jestem ,,niespodzianką'' cokolwiek by to miało oznaczać.
~Marius~
Nie wierzę, że to zrobiła! Jestem jej dozgonnie wdzięczny. Może mi się uda, żebym chociaż dostał jej numer telefonu. Po godzinie pływania wszyscy zgłodnieliśmy. Nathalie wyjęła ze swojego koszyka kanapki, a Jessica naleśniki z owocami. Wszystko wyglądało przepysznie, a wyglądało jeszcze lepiej. Kiedy najedliśmy się do syta część wróciła do wody, a ja korzystając z okazji wyciągnąłem Claudię na spacer. Cieszyłem się, że się na to odważyłem. Być może to właśnie ten spacer otworzył mi wszystkie drogi i wszystkie możliwości. Claudia mnie polubiła.

sobota, 31 maja 2014

Rozdział III

Obudziłam się zlana potem. To było takie rzeczywiste. Człowiek zapamiętuje około dwudziestu sekund snu. Ja pamiętałam wszystko. Nie byłam wstanie stwierdzić, co mnie najbardziej przerażało. Czerwone od krwi oczy, popielate włosy, czy świadomość, że to nasz Matt. Skierowałam się w stronę łazienki. Ochlapałam twarz dużą ilością zimnej wody dla otrzeźwienia. Po chwili przestałam przejmować się snem i żyć normalnym rytmem. Ubrałam się w mój ulubiony zestaw ubrań : beżową bluzkę z krótkim rękawem, spodenki szelkami oraz moje ukochane, czarne Vansy. Nie ważne, że podróba, ważne, że wygodne. Mimo wczesnej pory słońce mocno świeciło. Na wszelki wypadek wzięłam okulary. Nie chciałam męczyć się ze światłem słonecznym.

Wyszłam z domu zostawiając rodzicom kartkę z wiadomością.
Nie mogłam już spać. Wyszłam z domu o 7.30. Poszłam na spacer. Wrócę na obiad.
Jessica
Krótkie i konkretne, ale zaoszczędzi rodzicom godzin nerwów.  Zostawiając im taką kartkę mam pewność, że nie będzie afery jak wrócę do domu.
Dzień był bardzo słoneczny. Szłam powoli ulicą. Myślałam, o tym, co mi się przyśniło. Przed oczami wciąż miałam przerażającą twarz potwora. Te oczy... Strasznie krwiste oczy, które wpatrywały się we mnie chwilę przed atakiem.
- To niemożliwe - szepnęłam do siebie. Czemu miałam przeczucie, że coś takiego naprawdę się wydarzy ?
- Jess?
Natychmiast się odwróciłam. Za mną stał zdziwiony Matt.
- Boże, wystraszyłeś mnie. Cześć. - Z trudem siliłam się na obojętny ton. Podszedł do mnie. Odruchowo ię cofnęłam.
- Co? - zapytał - Coś się stało?
Idiotka. Zachowuję się jak idiotka.
- Och, nie nic. - odparłam z kłamliwym uśmiechem na twarzy.
Przywdziałam maskę. Nie chciałam, by się dowiedział, że mnie to przeraża. Te oczy...
By ukryć zakłopotanie spojrzałam w niebo, gdzie leciały dwa bociany. Spokojne, wolne od wszelakich trosk.
- Co tu robisz tak wcześnie? - spytałam z udawanym zainteresowaniem. Nie odpowiedział,a ja nie chciałam  by się odzywał. Najlepiej  żeby sobie poszedł. Chyba wyczuł, że nie jestem w nastroju do rozmowy, bo po chwili odszedł bez słowa.
Postanowiłam, że pójdę do Nathalie. Muszę się do kogoś zwrócić  z kimś pogadać. Po drodze wstąpiłam do sklepu. Kupiłam duże lody w opakowaniu, na pewno się przydadzą. Dobrze, że ja i Nathalie jesteśmy sąsiadkami.
Drzwi były otwarte. Zapukałam i weszłam do mieszkania. Skierowałam się do jej pokoju. Tak jak myślałam  Nath siedziała przy komputerze i słuchała muzyki.
- Hejka - rzuciłam i usiadłam obok niej.
- Siema. Co tam? - spojrzała na mnie z ukosa.
To krótkie, badawcze spojrzenie potrafiło rozszyfrować wszystko. Włączyła piosenkę i odwróciła się do mnie przodem, tak, by móc widzieć moje oczy.
- Opowiadaj - rozkazała.
Nie śmiałam się sprzeciwiać.
- Co myślisz o Matcie? - spytałam
- Fajny chłopak. Ale miałaś mi powiedzieć czemu jesteś taka... dziwna?
- To właśnie ma związek - odparłam jąkając się. - On ma związek z tym... czymś.
- No dobra - zamyśliła się na chwilę - Matt, cóż, muszę przyznać, że jest całkiem fajny.
Zauważyłam w jej oczach wesołe ogniki. Już ja dobrze wiem, co to oznacza. On jej się podoba !
- Eheem - mruknęłam z zadowoleniem.
Opowiedziałam jej o śnie. Nie wspomniałam o spacerze. Myślałam, że mnie wyśmieje, ale nie. Była poważna.
- I co to może oznaczać? - spytała
Zamyśliłam się chwilę.
- Nie wiem. Ale.. mam przeczucie, że to prawda. Nie chcę, żeby tak było!
Prawie się rozpłakałam. Nathalie zaczęła mnie pocieszać mówiąc, że to tylko sen. Boże, dlaczego ja ?
Nagle dostałam niekontrolowanego wybuchu śmiechu. Przez chwilę pomyślałam, że to wizja. Phi. Idiotka, marzycielka, która wciąż wierzy w bajki.
-Głupia jestem, nie? Haha - Nath spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Dawaj, jedziemy do Claudii. Muszę jej kogoś przedstawić. - Uśmiechnęłam się złośliwie i zatarłam ręce r uciechy - Tylko wracamy na obiad.
Wsiadłyśmy na rowery. Nie spodziewałyśmy się, że ten dzień ma dla nas kilka niespodzianek. I to jakich ! Sen już mnie nie niepokoił, a ja szczęśliwa i w świetnym humorze wsiadłam na rower. Od teraz miałam nowy cel. Zamierzałam go osiągnąć, choćbym miała iść po trupach.
_______________________________________________________________________
Rozdział dedykuję mojej kochanej przyjaciółce. Wszystkiego najlepszego z okazji 15 urodzin Natalia! ♥ Kocham Cię <3


sobota, 24 maja 2014

Rozdział II

Dzień minął nam beztrosko. Śmialiśmy się, żartowaliśmy. Byliśmy sobą.  We wspólnym towarzystwie czas mijał nam szybko. Do domów rozeszliśmy się o 23 kiedy zezłoszczeni rodzice zaczęli wydzwaniać do Caroline i Claudii.
   - Mówiłaś, że będziesz o 20! Trzeba było chociaż zadzwonić - głos dobiegał ze słuchawki Caro.
   - Sorry, mamo. Wiesz, że jak się spotkamy, to nie myślimy o czasie. - usprawiedliwiała się - Zaraz będę.
Większość ludzi wyśmiałaby nas z naszego podejścia do rodziców. Ale nas to mało obchodzi. Chcemy mieć dobry kontakt z rodzicami. Naszym zdaniem im bardziej pokażemy im, ze jesteśmy odpowiedzialne, to na więcej nam pozwolą. Wygodne, nie? Wystarczy nie pyskować i nie wymykać się z domu podczas szlabanu.
Po chwili wszyscy się rozeszliśmy. Został tylko Matt i ja. Poszliśmy na spacer.
  - Jess?- zaczął po chwili
  - Hmm? Co jest, Matt?
Zawahał się przez chwilę, ale postanowił mi zaufać. Słusznie. Kto jak kto, ale ja potrafię dotrzymać tajemnicy.
  - Kurczę, głupio mi to mówić
  - Wal śmiało- zachęcałam go
  - Bo wiesz... Nie wiem jak to powiedzieć. Chodzi o Nathalie.
Domyślałam się co chciał powiedzieć. Nie zważając na nic zaczął opowiadać mi o swoich uczuciach.
  - Znamy się jeden dzień, a mam wrażenie, że znam cię od 100 lat - zaśmiał się ponuro. Nie rozumiałam wtedy z czego się śmieje - W ciągu tego jednego dnia stałaś się moją przyjaciółką.
  - A ty moim przyjacielem - dodałam z łagodnym uśmiechem - Możesz mi wszystko powiedzieć. Nie zdradzę cię.
  - Dzięki - objął mnie ramieniem. Nie przeszkadzało mi to.
Zdziwił mnie fakt, że miał dziwnie zimną skórę. Nie lodowatą, ale chłodną. Zaskoczyło mnie to, ponieważ noc była wyjątkowo ciepła.
  - Nie znam jej tylko od dzisiaj. Od dawna ją obserwowałem - wyznał - Nie mam nikogo. Mieszkam sam, ale oficjalnym opiekunem jest mój stryj. Dość bogaty, dlatego nie muszę pracować - A więc to stąd te super ciuchy - Zobaczyłem ją , jak szła przez miasto , chyba z jej mamą. Jadła lody. Wyglądała uroczo. Dlatego przeprowadziłem się tutaj. A dziś? Zobaczyłem Was, całe mokre. - zaśmiał się w głos- Nawet nie wiesz, jak bardzo się starałem, by się wciąż na nią nie gapić.
Matt popadł w zakłopotanie. Widocznie nie chciał mnie urazić, w końcu ja też tam byłam. Pokazałam mu, że może na mnie liczyć.
  - Rozumiem, Matt. - położyłam dłoń na jego ramieniu i spojrzałam w oczy, do dna jego duszy. - Czy mogę coś dla ciebie zrobić?
Matt przygryzł nerwowo wargę. Próbowałam zignorować fakt, że wyglądał strasznie seksownie.
  - Mogłabyś porozmawiać z nią? - spytał nerwowo. - Dowiedzieć się, co o mnie myśli.
  - Jasne, Matt. Pamiętaj. Na mnie można liczyć. - poklepałam go po plecach próbując dodać otuchy - Odprowadzisz mnie do domu?
W drugą stronę szliśmy w milczeniu. Wpatrywaliśmy się w gwiazdy czytając ich własną historię.
  Kiedy wróciłam do domu nie wszyscy spali. Młodszy brat, owszem, drzemał smacznie,lecz rodzice już nie. Tata siedział przy laptopie, a mama oglądała telewizję.
  - Co tak długo cię nie było, córciu? - spytała zatroskana mama
Nie była na mnie zła za późną porę. Ufała mi i wiedziała, że nic mi nie grozi.
  - Przyjechała Claudia i Caroline. Dołączył do nas nowy chłopak - Matt. Dziewczyny pojechały, a ja z nim gadałam - nie zamierzałam kłamać. Bo i po co?
  - Ja ci dam chłopaka! Za młoda jesteś- oburzył się tata - Idź spać lepiej
Tylko się ze mną droczył. Od czterech lat w żartach prawi mi kazania typu ,, Załóż dłuższą spódnicę; Nie zakładaj tych spodenek, są za krótkie; Za ładnie wyglądasz, idź się przebierz. Najlepiej przywdziej habit!''
Przestałam zwracać na to uwagę. Teraz z mamą tylko się z tego śmiejemy.
  - Idę, już idę. - cmoknęłam tatę w policzek, żeby go udobruchać. - Zawsze będę córeczką tatusia - szepnęłam mu do ucha.
Skierowałam się w stronę łazienki gdzie zamierzałam spędzić co najmniej pół godziny. Podczas, gdy woda nalewała się do wanny ( Nie miałam ochoty na prysznic) , ja myłam zęby. Niewiele rzeczy mnie uspokaja, a energiczne ruchy szczoteczką na pewno do nich nie należą. Po prostu nie lubię myć zębów o tej porze. Weszłam do gorącej wody i odetchnęłam głęboko. Głowę oparłam o zimny tył wanny. Włosy miałam spięte w kok- tak jak lubię. Zamknęłam oczy i odpłynęłam w krainę marzeń. Nie, nie spałam. Po prostu marzyłam. Myślałam o tym, dlaczego liście nazywają się liśćmi. Dlaczego Mattowi spodobała się Nath. Po dwudziestu minutach wylegiwania się wyszłam z wanny. Rodzicom życzyłam dobrej nocy i weszłam do swojego pokoju. Położyłam się w moim super wygodnym łóżeczku i niemalże natychmiast zasnęłam.
  Był to jeden z tych świadomych snów, kiedy człowiek potrafi rozróżnić snu od rzeczywistości. Od początku byłam pewna, że tylko śnię. Na jawie nie siedziałabym z Mattem na szczycie kanionu. Wpatrywałam się w piękny krajobraz przede mną. Matt również. Po chwili przestał patrzeć w dal, lecz swój wzrok skierował na mnie. Przyciągał mnie swoim hipnotyzującym spojrzeniem.
  - Jessico? - spytał łagodnie wpatrując się w moje oczy. - Czy ufasz mi?
  - Cóż za pytanie?! - zaśmiałam się głośno - Oczywiście, ze tak !
  - A co gdybym był potworem? - smutny spuścił głowę - Gdybym był krwiożerczym monstrum?
  - Ale nie jesteś.
  - Jestem, Jess, jestem.
  - Nie wierzę - odparłam z przekonaniem
Po chwili pożałowałam, że to powiedziałam. Twarz Matta zmieniła się w przerażającą twarz potwora. Oczy zaszły mu krwią, usta stały się białe i popękane, nos krzywy a włosy popielate. To już nie był Matt, tylko przerażająca bestia. Zaczęłam uciekać. Jak mogłam mu ufać?! To potwór! Stwór dogonił mnie, a jego ostre jak brzytwa zęby zatopiły się w mojej szyi.




sobota, 17 maja 2014

Rozdział I

Matt był jakiś dziwny. Kiedy mama zaprosiła nas na obiad, Matt oświadczył, że nie będzie jadł. W pierwszej chwili pomyślałam, że skoro jest takim sportowcem, to ma też i określoną dietę. Bardziej mnie zdziwił fakt, że nie był spragniony. My jak tylko dopadłyśmy wodę w butelce, to nie mogłyśmy się od niej oderwać. Mało tego, był szybki ( tak, wiem, jest sportowcem, musi być szybki), nie miałyśmy z nim szans. Ale to.. było dość dziwne.
   - Dziewczyny przyjechały! - okrzyk radości Nath skutecznie przerwał moje rozmyślania.
Szybko zbiegłyśmy po schodach. Matt już był na dole. Dziewczyny przyjechały skuterem Caroline. Zawsze jej go zazdrościłam. Czerwony, szybki, idealny. Ja miałam jedynie mizerny rowerek w garażu. Hm, może i mizerny, ale jak na takie starocie to całkiem sprawny. Przywitałyśmy się z dziewczynami, przedstawiłyśmy Matta. Caro spoglądała na niego pożądliwie spod przymrużonych powiek. A ja widząc to dałam jej kuksańca w bok. Ona w rewanżu nadepnęła mi na stopę.
   - Ej! - wrzasnęłam na nią - Ze mną się nie zadziera.
Zaczęła się walka. Całe szczęście, że Matt był po mojej stronie. Ja i Matt kontra reszta dziewczyn. Bez niego byłabym bez szans. Haha, oczywiście wygraliśmy. Dość szybko powaliłam Claudię na ziemię. Miałam chwyt zwany sutemi-waza opracowany do perfekcji.
  - Przybij piątkę, Matt. Za zwycięstwo. - naglę dostałam olśnienia. Odwróciłam się twarzą do Claudii - Podejmujesz wyzwanie?
  - No nie wiem.. Jeszcze mi coś dowalicie i będę miała przerąbane.
  - Spokojnie. - uspokoiłam ją - Nie mam pewności, czy temu podołasz, ale tragiczne to to nie jest.
Claudia zastanowiła się chwilę, ale w końcu się zgodziła.
  - A więc. Twoim zadaniem jest zagięcie Matta. - oświadczyłam z uśmiechem - Nie jest głupi, ale chcemy zobaczyć kto z was jest mądrzejszy. Masz pełne pole do popisu. Przysługują ci 3 pytania. Jeżeli on nie zna odpowiedzi, to ty musisz wyjaśnić dany termin. Gotowa? Zaczynaj!
Claudia nie musiała się długo namyślać. Pytania miała w głowie.
   - Zaczniemy od tematyki przyrodniczej. - Matt zatarł ręce z uciechy - Jak wygląda i czym się żywi lemurek myszaty?
Ku mojemu zdziwieniu Matt nie musiał się długo zastanawiać.
  -Nie było nic trudniejszego? Długość jego ciała to ok. 13 cm, długość ogona to ok 12.cm, masa ciała ok 50g. Żywi się owocami, owadami i małymi ptakami.- Na jego twarzy pojawił się tryumfalny uśmieszek.
Natomiast po minie Claudii widać było, że miała ochotę pokazać mu język niczym pięciolatka. Pokręciłam z dezaprobatą głową. Cierpliwości.
   - No dobra. Jedno zaliczone. - powiedziałam  - Następne prosimy.
Claudia wzięła głęboki wdech i zapytała Matta lodowatym tonem:
   - Podaj definicję słów degrengolada , imponderabilia i kongestia.
Matt tylko się zaśmiał. Postanowił tego nie komentować.
   -  Degrengolada to staczanie się, upadek wartości moralnych. - Kurczę, dobry jest. -  Imponderabilia to rzecz, której nie da się zmierzyć ani policzyć. Ale niestety nie potrafię wytłumaczyć co to kongestia.
Claudia zaśmiała się szyderczo. 
  - Zatłoczenie na szlakach komunikacyjnych czyli po prostu korek. - wytłumaczyła z uśmiechem na twarzy.  - A co to jest Pica.?- Po plecach Claudii przeszły delikatne dreszcze.
Matt zamyślił się na chwilę. Nie znał odpowiedzi.
  - Kurczę, nie wiem. Nie słyszałem o czymś takim.  - przyznał niechętnie. 
Matt stał się coraz bardziej ponury, a Claudia coraz szczęśliwsza.
  - Nikomu tego nie życzę. Pica to stan chorobowy, polegający na tym, że osoba chora ma silną potrzebę zjadania obiektów. Jest to niebezpieczne, ponieważ chorzy żywią się piaskiem, guzikami i innymi przedmiotami.
Wszyscy zaczęliśmy bić jej brawo. Udowodniła, że w okolicy nie ma osoby mądrzejszej od niej. Ja, Caroline i Nathalie również dobrze się uczymy, ale to Claudia jest ,,mózgiem'' naszej paczki.

Reszta dnia minęła bez większych zmartwień. Graliśmy w piłkę nożną ( Nathalie i Caroline wygrały) , poszliśmy na spacer, kąpaliśmy się w rzece. Matt pokazał, że jest spoko. Od teraz jest członkiem naszej paczki. Nie chciałam wracań do moich poprzednich rozmyślań. Nie chciałam psuć nowo powstałej przyjaźni.

______________________________________________
Rozdział trochę króciutki, ale mam nadzieję, że przyjemnie się czyta :)

piątek, 16 maja 2014

Prolog

Był jeden z najbardziej upalnych dni wakacji. Słońce grzało niemiłosiernie, ale to nie przeszkadzało mi w dobrej zabawie, spędzałam przyjemnie czas. 
Uciekałam przed Nathalie, która próbowała oblać mnie wodą. W ręku wąż ogrodowy, a na twarzy złośliwy uśmieszek.
   - Stop! Przestań, Nathalie, przeepraszam! - przepraszałam i przepraszałam, a ona nie miała dla mnie litości. Byłam już cała mokra.
   - Urok wakacji - usłyszałam z tyłu.
Nagle się zatrzymałam, co jednocześnie oznacza dawkę zimnej wody na głowę. Ale już mi to nie przeszkadzało. W końcu zauważyła, czemu przystanęłam. Stałyśmy obok siebie, całe mokre i w przykrótkich spodenkach, wpatrując się w nieznaną nam twarz, która powoli zbliżała się ku nam.
  - Kto to?- spytałam ją
  - Nie mam pojęcia Jess. Ale fajnie wygląda. - Tak jak się tego spodziewałam, Nath przypadł do gustu nieznany nam chłopak.
I stałyśmy tak jak idiotki, a on powoli podchodził do nas.
  - Cześć - głos miał miękki i aksamitny. Uśmiechnął się pokazując rząd bielutkich zębów - Jestem Matthias, ale znajomi mówią mi Matt.
  - Cześć - odpowiedziałyśmy chórem, na co zareagowałyśmy wybuchem śmiechu.
Matt uśmiechnął się i przyjął nonszalancką pozę.
   - Jestem Jessica, a to moja przyjaciółka Nathalie.
Stałyśmy tak i stałyśmy robiąc z siebie debilki.
   - Too... Co tutaj robisz? -wydusiła Nath
   -Podziwiam widoczki - powiedział przyglądając od stóp do głów.
   - Nie przejmuj się, my zawsze tak - palnęłam bez zastanowienia - To znaczy..
   - Uwielbiamy sobie dokuczać i świrować - dokończyła za mnie Nathalie.
Matt zastanowił się chwilę nad tym co powiedziałyśmy i zapytał:
   - Mogę się dołączyć?
Spojrzałyśmy po sobie.
   - Jasne. Zaraz będą Caroline i Claudia. - cieszyłam się, że zostaje.
Mało tego. Wymieniliśmy się numerami telefonu i informacjami o sobie. Matt lubił piłkę nożną, ale nie był typowym piłkarzem - nie był głupi. Ciekawe, czy Claudii udałoby się go zagiąć. Okazało się, że przeprowadza się w te okolice i będziemy chodzić do jednej klasy. Szczerze się ucieszyłam. Inteligentnych i przystojnych chłopaków nigdy dość.
Nie wiedziałam, że od tego momentu moje życie całkowicie się zmieni. 
______________________________-

Dla tych co nie wiedzą - ten blog jest o tematyce fantastycznej! :)

wtorek, 13 maja 2014

Witajcie!

Puk, puk! Jest tam kto? Mam nadzieję, że tak i ktoś będzie czytał moje wypociny. Stworzyłam tego bloga, ponieważ chcę zacząć od zera, od podstaw. Nie wiem jak mi to wyjdzie, zobaczymy. Dajcie mi szansę, a postaram się was mile zaskoczyć. Przygotowania bloga wciąż trwają, ale od piątku zacznę chyba wstawiać posty. No, zmykam, czeka mnie jeszcze dużo pracy. Pa pa! <3