niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział XII

Cieszyłam się, że mi to opowiedział.  Czułam też, że jemu również było to potrzebne. Czasem człowiek potrzebuje moralnego wsparcia, inaczej czuje, że powoli opada na dno i nic nie może z tym zrobić. Próbuje krzyczeć, wołać o pomoc, lecz z jego strun głosowych nie wydobywa się żaden dźwięk. To koniec, myśli. Nic już nie zrobię. Dlatego postanowiłam wesprzeć Matta, by nie utonął. Widać było, że dzieje się z nim coś niedobrego. Kiedy tylko Marius był w pobliżu, Matt diametralnie pochmurniał. Nie odzywał się, co było do niego niepodobne.  Oderwałam się z jego uścisku, by mów widzieć jego oczy, które błysnęły tajemniczo. Miałam wrażenie, że nie powiedział mi wszystkiego. Byłam niemalże pewna, iż pominął pewien istotny fakt, który rzuciłby nowe światło na moje poglądy. Ale nie naciskałam. Kiedy poczuje, że jest gotowy, to z pewnością mi się zwierzy. Byliśmy teraz przyjaciółmi.
   - Chodźmy się przejść. - szepnął mi do ucha
Spojrzałam na niego z niemym błaganiem.
   - Proszę, pozwól mi się zrewanżować. - pociągnął mnie za rękę i ściągnął z łóżka - Poza tym, nie możemy zaprzepaścić tego niezwykle urodziwego popołudnia.
Parsknęłam śmiechem.
   -Z czego się śmiejesz? - skrzywił się lekko, słabo maskując swoje zaniepokojenie.
Złapałam się za brzuch, wzięłam głęboki wdech i spokojnym (mam nadzieję) głosem odpowiedziałam.
   - Mówisz jak jakiś dżentelmen z przed dwustu lat. Dobra, dobra. Idziemy.
Szliśmy powoli polną drogą trzymając się za ręce. Ale nie tak, jak trzymają się zakochani. Matt mi się nie podobał, nie pociągał mnie w ten sposób. Byliśmy tylko przyjaciółmi.
  - Jak dobrze znasz te okolice? - spytał po dłuższej chwili milczenia.
Czułam, że za tym pytaniem kryło się coś jeszcze, ale nie dałam po sobie tego poznać.
   - Spędzałam tu dużą część niemalże każdych wakacji. Uwielbiałam się tu bawić. Razem z takim jednym Dallasem spędzaliśmy całe dnie  ganiając się po tutejszych polach, jesienią chodziliśmy do lasu na grzyby,
bądź oglądaliśmy tutejszą faunę i florę. - uśmiechnęłam się do wspomnień. - Więc odpowiadając na twoje pytanie - znam te okolice bardzo dobrze.
Matt zamyślił się chwilę. W myślach przetrawiłam to, co powiedziałam. Nie zauważyłam jednak nic, co skłoniłoby go do refleksji.
Przeszliśmy jeszcze kilkaset metrów zanim moim oczom ukazał się od lat spragniony widok. Bo w głębi duszy naprawdę chciałam go zobaczyć.Tęskniłam za nim, och tak bardzo! To on! Ale co ja mam zrobić? No co? Podejść i tak po prostu powiedzieć ,,Cześć''? Przecież to żałosne! A co jeśli on nie chce mnie widzieć? Serce zaczęło mi łomotać. Zdziwiony Matt spojrzał na mnie z ukosa, ale się nie odezwał. Powoli zbliżaliśmy się do Niego, a ja zaczęłam wpadać w panikę. Z jednej strony chciałam, by podbiegł do mnie i powiedział, że tęsknił. A z drugiej strony bardzo pragnęłam, by sobie poszedł. Nie musiałabym się wtedy już zamartwiać. To takie skomplikowane. Nagle- jakby słysząc moje myśli - podniósł głowę i spojrzał w naszą stronę. Miałam wrażenie, iż widząc moją twarz natychmiast się uśmiechnął. Chyba mnie rozpoznał. Następnie skierował wzrok na moją dłoń która wciąż była spleciona z delikatnymi palcami Matta. Jego twarz zalała fala bólu. Nic z tego nie rozumiałam. Przecież to było bez sensu. Po tym co mu zrobiłam... Nie, nie mogę się obwiniać. Nie zamierzam twierdzić, że nie zrobiłam nic złego, ale po prostu byłam dzieckiem. Nie wiedziałam, że go to zrani.

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział XI

Byliśmy już przed domem ciotki. W progu czekał na nas uśmiechnięty wuj. Bardzo się za nim stęskniłam. Uśmiechał się tak uroczo, a kiedy to robił wokół twarzy miał urocze zmarszczki, które dodawały mu powagi. Jenna i John nie mają dzieci, oboje są niepłodni. A tak bardzo kochają dzieci ! Właśnie dlatego zaprosili mnie i moich znajomych. Podbiegłam szybko do wuja i zarzuciłam mu ręce na szyję. Przytuliłam się do niego z całej siły.
  - Wujek ! - krzyknęłam uradowana. - Oj, jak się stęskniłam.
Wtuliłam się w jego ciepłe ciało. Wzięłam głęboki oddech, wdychając słodkawą woń wody kolońskiej. Mojej ulubionej.  Nagle przypomniało mi się, że wujek jeszcze nie zna moich znajomych. Czym prędzej ich sobie przedstawiłam.
  - To co, pokazać Wam wasze pokoje ? - zaczęła ciocia.
Prowadzili nas na górę. Z tego co pamiętałam wujek z ciocią swój pokój mieli na dole. Na górze znajdowały się dwa puste pokoje z łazienką. Jedną łazienką. Tak, to jest warte podkreślenia. Będziemy w szóstkę korzystać z jednej łazienki. Ale o tym postaram się nie myśleć.
  - Dziewczyny będą w jednym pokoju. Każdy ma oczywiście oddzielne łóżko. - mówił wujek, kiedy wchodziliśmy po schodach. Nasz pokój  był dużo mniej przestronny w porównaniu z pokojem chłopaków. Trochę się martwiłam, czy się nie pozabijają tam razem. A może będzie wręcz przeciwnie ? Może skłoni ich to do wyciągnięcia rąk na zgodę ? Kiedy tylko o tym pomyślałam kurczowo złapałam się tej myśli i jej nie puszczałam. Postanowiłam też, że porozmawiam z nimi, z każdym z osobna. Chciałabym się dowiedzieć o przyczynie konfliktu.
Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Przed wejściem do jego pokoju zapukałam cicho myśląc, że śpi. Okazało się, że siedzi na łóżku i czyta książkę.
Jej okładka była zniszczona, widać było, że wielokrotnie używana. Kiedy podeszłam bliżej moim oczom ukazał się tytuł.
  - Wichrowe Wzgórza ? - spytałam ze zdziwieniem
W XXI wieku niewielu ludzi czytało tego typu książki. Chyba, że jako szkolną lekturę.
Matt podniósł wzrok znad książki. Gestem pokazał mi, bym usiadła. Potulnie opadłam na skraj łóżka, które wydało mi się bardzo wygodne. Wiedziona tym przeczuciem usiadłam dalej, opierając plecy o chłodną ścianę.
  -Dlaczego nie poszłaś z pozostałymi na spacer? - nie umknęło mojej uwadze, że nie podjął tematu dotyczącego wybranej przez niego lektury.
Marius, Nath, Clau i Caro poszli na spacer po okolicy. Chcieli mnie wziąć jako przewodnika, ale ja, zwęszywszy okazję zgrabnie wymigałam się od tego mówiąc, że chcę pobyć trochę z rodziną. W końcu wypadałoby spędzić z nimi trochę czasu, prawda?
  - Chciałam z Tobą porozmawiać - odparłam z chwilowym opóźnieniem.
Jego twarz wyrażała zaintrygowanie, lecz oczy pozostały poważne.
  - Co się dzieje między tobą a Mariusem? - spytałam prosto z mostu.
Matt nawet nie mrugnął. Siedział tak nieruchomo, miałam nawet wrażenie, że przestał oddychać. Spojrzałam na swoją dłoń, która nagle zaczęła mnie nieco pobolewać. Okazało się, iż z nerwów zdrapałam sobie skórę przy paznokciu, aż do krwi. Przeklęte zadziory! Mimowolnie przysunęłam rankę do ust czyszcząc i zasklepiając nieco nowo powstałe zadrapanie.
  - Przepraszam. Masz może chusteczkę ? - udawałam, iż nie widzę tego obrzydzenia w jego oczach.
Bez słowa podał mi chusteczkę. Nie wiedziałam dlaczego, ale w mojej krwi coraz szybciej zaczęła krążyć adrenalina, a serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi. Moje ciało przygotowywało się do walki o której istnieniu nie wiedziałam.
  -Serce Ci wali - powiedział cicho Matt
Twarz miał przesłonioną smutkiem i goryczą. Jakby pragnął coś zrobić, ale nie wiedział, czy może. Czy da radę. Swoim postępowaniem raz po raz zbijał mnie z pantałyku.
Przyłożyłam dłoń do piersi w miejscu, gdzie znajdowało się moje serce, jakbym w ten sposób chciała je nieco uciszyć. Niestety, było ono bardzo nieposłuszne. Matt westchnął.
  - Marius i ja... - zrobił krótką przerwę by nabrać odpowiednią ilość powietrza do płuc - Poznaliśmy się wiele lat temu. Wiele czynników niezależnych od nas sprawiło, że nasze relacje nieco się skomplikowały.
Miałam wrażenie, że Matt mówi tak ogólnie jak tylko się da. Że próbuje odwrócić moją uwagę od najistotniejszych wydarzeń.
  - Podasz mi jedną sytuację ? - spytałam uśmiechając się delikatnie.
Wiedziałam, że pomimo uśmiechu w moich oczach widać było zaintrygowanie i powagę. Oba uczucia zdawały się ze sobą kłócić, które jest ważniejsze.
Usta Matta zacisnęły się w cienką linię. Widać było jak na dłoni, iż walczy ze sobą.
  - Marius podobnie jak ja utracił rodziców. To była wielka tragedia. Przynajmniej dla niego. Ja ... - zawahał się, ale tylko na chwilkę. - Chciałem mu pomóc. Jednak on mylnie zinterpretował moje intencje. Od tamtego czasu niezbyt się lubimy.
Zaskoczyło mnie to, co mi powiedział. Liczyłam raczej na gorącą opowieść o tym, jak jeden drugiemu odebrał dziewczynę. Pomyliłam się jednak.
Zaczęłam działać za pośrednictwem intuicji i przede wszystkim serca, które bardzo im współczuło.
Przytuliłam tego bezbronnego chłopca, na którego w życiu zwaliło się za dużo problemów. Znieruchomiał. Jednak po chwili objął mnie delikatnie i wyszeptał do ucha:
  - Dziękuję, Jess. Brakowało mi tego wsparcia. Czułem, że muszę to komuś powiedzieć. Dziękuję, że mi na to pozwoliłaś.



Przy­jaciele są jak ciche anioły, które pod­noszą nas, gdy nasze skrzydła za­pom­niały jak latać.
_________________________________________________________
Ponieważ w zeszłym tygodniu nie było rozdziału, a rozdział X jest dość krótki, to postanowiłam wstawić XI. Mam nadzieję, że to miła niespodzianka :)




Rozdział X

~Jessica~
Podróż mijała nam spokojnie pomijając fakt, że chłopcy niemal skakali sobie do gardeł. Dręczyło mnie poczucie winy. No bo w końcu mój to był pomysł, by ich zabrać. Z drugiej zaś strony skąd mogłam wiedzieć, że się znają i nienawidzą ?! Nie wiedziałam jak się zachować. Nie chcieliśmy awantur w przedziale.
  - Hej, słuchajcie. Nie wiem czemu się tak nie lubicie i na razie nie chcę tego wiedzieć. Ale czy jesteście w stanie choć na chwilę zakopać topór wojenny ? Może... - powiedziałam szukając czegoś w torebce - zagramy w butelkę?
Z mojej torby wyciągnęłam opróżnioną już butelkę po pepsi. Podrzuciłam ją do góry i zręcznie złapałam.
  -Ok - potoczyły się odgłosy.
Nie uszedł mi fakt, że Matt się nic nie odezwał. Od dłuższego czasu siedział wyprostowany, nic się nie odzywał. wpatrywał się w ścianę przedziału przed nim pustym wzrokiem.
   -Matt? -  cisza jak makiem zasiał .
Po chwili Matt się odezwał, a jego słowa zaskoczyły nas wszystkich.
Ci, którzy nie pamiętają przeszłości, skazani są na jej powtarzanie. 
Nagle w jego oczach pojawiły się iskierki wesołości.
  - No co jest? Gramy w tę butelkę czy nie ? - jego zachowanie zbiło nas wszystkich z pantałyku.
Nikt jednak nie zamierzał powiedzieć czegoś na ten temat.
Bez słowa zabraliśmy się do grania. Wybraliśmy wersję ,,Pytanie czy wyzwanie?''. Żadne z nas nie chciało nawet słyszeć o pocałunkach. Może kiedyś ..,
Ponieważ byłam pomysłodawcą jako pierwsza kręciłam butelką. Ta wykonała trzy obroty po czym wskazała na... Caroline.
Wszyscy zaczęli bić brawo.
  - Pytanie czy wyzwanie?- zapytałam z błyskiem w oku
Caro zamyśliła się przez chwilę .
  - A co mi tam. Niech będzie...-zrobiła dramatyczną pauzę- Pytanie.
Miałam ochotę pokazać jej język niczym pięciolatka. A miałam taki pomysł na wyzwanie!
  - No dobra. - powiedziałam wściekle - W kim się bujałaś w podstawówce?
  -Ej, noo. Nie ma tak ! - oburzyła się - Wiesz, że nie lubię o tym gadać.
  - Trudno - Claudia uśmiechnęła się złośliwie - Gra o gra. Dawaj i nie marudź.
  - Dobrze - wycedziła przez zęby - John Marivs. Przez 3 lata. Zadowoleni ?
Dookoła potoczyły się gwizdy i brawa.  Caro zrobiła się cała czerwona.
W podobny sposób mijała nam podróż. Po dotarciu na miejsce wszyscy odetchnęli z ulgą. Wolna przestrzeń. Tak, zdecydowanie tego mi brakowało. Człowiek w tłumie zachowuje się jak zwierzę w stadzie - kopiuje zachowanie innych zwierząt. A ja wolę myśleć samodzielnie, dlatego nie lubię tłoku.
  - Gdzie miała czekać na nas twoja ciocia, Jess? - spytał Matt
  - Hm. Miała czekać przy kasach. - odpowiedziałam powoli.
Już z oddali ujrzałam uroczą i uśmiechniętą twarz cioci Jenny.
  - Kochanie, tak się cieszę, że Cię widzę! - jej silne, choć delikatne ramiona objęły mnie mocno jakby w ten sposób miały wynagrodzić mi lata rozłąki z ulubioną siostrzenicą.
To właśnie w ramionach ciotki zdałam sobie sprawę, że to tutaj jest moje miejsce na Ziemi. To tutaj jest mój dom, a nie tam, gdzie rodzina. Nie tam, gdzie stoi pusty, przestronny i przede wszystkim - mój - pokój.



Życie to ciągła podróż do domu.



______________________________________________________
Wracam do Was po długiej nieobecności z wielkim hukiem! BUUM. Ale ważne, że już jestem i oddaję w Wasze ręce rozdział 10 ;)
Pozdrawiam ciepło wszystkich czytelników. : ))
Przeczytałeś = skomentuj



niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział IX

~Nathalie~
   Śniło mi się, że byłam w szkole. Dookoła mnie pałętało się wielu uczniów. Ktoś nagle zakrył moje oczy dłońmi. Od razu zgadłam kto to.
   - Caroline - zaśmiałam się głośno.
Dziewczyna z uśmiechem na twarzy stanęła obok mnie. Przed sobą miała paczuszkę z karteczką ,,Wszystkiego najlepszego''. Zatrzymałam się zdziwiona.
   - Co to ?
Stojąca obok Caro Jessica uśmiechnęła się do mnie z politowaniem
   - Dziwna jesteś. - stwierdziła - Nie mów, że nie pamiętasz o swoich urodzinach.
No tak ! Mam dzisiaj urodziny ! Jak mogłam zapomnieć o czymś takim ?
Zaśmiałam się szczerze.
   - No tak. Starzeję się. Dzięki, że przypominacie.
   - Nie ma za co - odpowiedziała Clau ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy. Dałam jej kuksańca w bok.
Zajrzałam do paczki i zobaczyłam w niej prześliczny wisiorek z napisem Smile, poprosiłam dziewczyny, by mi pomogły go założyć i szybko poszłam do łazienki zobaczyć jak w nim wyglądam. I wtedy się obudziłam. Ku mojemu zdziwieniu byłam wypoczęta, a w głębi mnie tliła się iskierka szczęścia.
Nagle sen się zmienił przeistaczając się we wspomnienie ubiegłego dnia. Obudziłam się zlana potem, lecz mimo to wypoczęta. Gdzieś tam w głębi cieszyłam się, że się obudziłam, gdyż nie muszę już przeżywać na nowo tragedii której byłam świadkiem.
~Narrator o Nathalie~ (Narracja 3 osobowa, już po przeistoczeniu się snu)
Spała tak niespokojnie, że znajomy sen wykroczył poza ramy eterycznej krainy podświadomości i fantazji, od samego początku przybierając boleśnie rzeczywistą formę.*
Najpierw było wspomnienie. Strużki krwi płynące wzdłuż bladej szyi kobiety idealnie z nią kontrastując. Na twarzy Nathalie pojawiły się drobne kropelki potu które lśniły w świetle księżyca przebijającego się przez okno jej przytulnego pokoju.
~Matthias~
Walizki spakowane, jestem już na peronie. Jestem tam ja, Jess, Clau i Caro. Nigdzie nie widzę Nath, a trzeba zauważyć, że mam całkiem niezły wzrok. Zrezygnowała ? Wszystko jest możliwe. Nagle Jessica zadała pytanie na które prawdopodobnie znałem odpowiedź, lecz była ona na tyle niestosowna, że postanowiłem milczeć.
  - Gdzie jest Nathalie i dlaczego jej nie ma ? - Jessica była bardzo zaniepokojona nieobecnością przyjaciółki.
Cóż... z pewnością znam odpowiedź na drugą część pytania.
Wzruszyłem obojętnie ramionami.
   - Pewnie zaraz przyjdzie. - odparła Claudia z przekonaniem próbując uspokoić zarówno siebie jak i innych.
W chwili w której Clau skończyła mówić zza rogu wyłoniła się nerwowa, ale z uśmiechem na twarzy postać Nathalie. Odetchnąłem z ulgą. Musiałem przyznać, że bałem się tego spotkania.
   - No nareszcie - powiedzieliśmy chórem. Tak, cała czwórka chórem wypowiedziała te same słowa, po czym wybuchnęła śmiechem.
~~Claudia~~
Dziwne, ale pozytywne uczucie wypełniało pustkę w moim ciele. To przeczucie. Przeczucie, że wydarzyło się coś ważnego co będzie miało wpływ na naszą przyszłość. Miałam ochotę zamknąć oczy jakbym miała coś zobaczyć oczyma wyobraźni. Ale zamiast tego w mojej głowie usłyszałam głos. Miałam wrażenie, że to mój własny, lecz po chwili zauważyłam, że to głos małej dziewczynki która chce być mądrzejsza od rodziców.



Posłuchaj mnie kochana,
Bo powiem to tylko raz.
Nathalie musi być asekurowana
Tutaj liczy się nie tylko czas.




To dotyczy Was wszystkich,
Ale zachowaj to dla siebie
Nie wyglądacie na głupiutkich.
Wskazówek szukaj w niebie.



Już miałam otworzyć usta by powiedzieć innym o tym co właśnie zaszło, ale zdałam sobie sprawę, że to będzie wyglądało wręcz absurdalnie. Zamiast tego wyjęłam kartkę i długopis, by zapisać słowa wypowiedziane przez dziecko ,,z głowy''. Nie wiedziałam, czemu to robię, robiłam to, co nakazywała mi intuicja. Podpowiedziała mi, że to będzie bardzo ważne.
Usłyszałam głośny gwizd, a pociąg wjechał na peron. Bilety mieliśmy kupione, więc nie było się czym martwić. Weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsca w wolnym przedziale. Mimo to martwiłam się, że nie ma Mariusa. Poprosiłam Jessicę na słowo. Ta tylko skinęła głową. Wyszliśmy z przedziału.
   - Gdzie jest Marius? - zapytałam. Byłam tak przejęta jego nieobecnością, że nie byłam w stanie opanować drżenia głosu.
  -Spokojnie, zaraz będzie. Dzwoniłam do niego. Pociąg odjeżdża za 15 minut, a on jest prawie na miejscu. Stał w korku, dlatego go nie ma. - Jess patrzyła na mnie z politowaniem, jakbym przesadzała.
  - To o mnie mowa ? - głos rozległ się tuż nad moim uchem.
Kiedy szybko odwróciłam głowę nasze usta na chwilę się zetknęły w delikatnym pocałunku, który skończył się tak szybko jak się zaczął. Zawstydzona odwróciłam wzrok.
   - Martwiłam się - powiedziałam z wyrzutem. - Myślałam, że nie przyjedziesz.
   - Obiecałem, więc jestem.
Mark delikatnie dotknął dłonią mojego zaróżowionego policzka. Jessica niezauważalnie się ulotniła pozostawiając nas samych. Chwilę tak staliśmy po czym dołączyliśmy do przyjaciół w przedziale.
Kiedy tylko Matt dostrzegł nowego towarzysza naszej wycieczki natychmiast wstał zaniepokojony.
   - Marius -wycedził przez zęby - Nie spodziewałem się ciebie tutaj.
Mark wyglądał na równie zaskoczonego jak Matt.
  - To wy się znacie ? - wtrąciłam
Obaj nie zaszczycili mnie nawet spojrzeniem, nie mówiąc już o wyjaśnieniach. Wyglądali na zaskoczonych i jednocześnie wściekłych. Nie wiadomo było z jakiego powodu.



Lo­su zmien­ność by­wa trud­na,dla­tego cza­sem war­to ab­stra­hować od tej rzeczy­wis­tości, wo­bec której jes­teśmy bezsilni. 
 
__________________________________________________________________
* Cytat z książki ,,Ukryta'' sagi ,,Dom Nocy''
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
 Hejka ;) W końcu nowy rozdziałek.  Jeśli przeczytałeś to skomentuj ! Będzie mi miło jeśli pozostawisz po sobie ślad w tej oto postaci. Krytyka też jest mile widziana. Chcę wiedzieć co należałoby poprawić.  ;) To chyba na tyle. Do zobaczenia przy następnym rozdziale ! ;**