piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział VIII

~Claudia~
Przed pakowaniem postanowiłam wpaść do Jess, miałam zamiar jej pomóc. W końcu jest taka roztrzepana, że nie wiadomo co może wywinąć. A co jak zapomni spakować szczoteczkę do zębów ? Wszystko jest możliwe...  Byłam już przed drzwiami Jessiki, kiedy ogarnęło mnie niepokojące uczucie, że właśnie wydarzyło się coś niedobrego. I miało to ścisły związek z Nathalie. Wiatr smagał mnie po twarzy próbując dodać mi nieco otuchy. Zaniepokoiłam się. Po chwili wróciłam do rzeczywistości. Przecież to niemożliwe, nierealne. Nath pewnie siedzi przed telewizorem, albo się pakuje. Może później do niej pójdziemy? Oczywiście razem z Jessicą.  Zapukałam do drzwi, a do moich uszu dobiegło głośne schodzenie po schodach. Po chwili Jess stała już w drzwiach i zapraszała mnie do  środka.
  - Siemcia, wchodź - rzuciła
  - Hej. Jak tam?
  - Spoko. Co, przyjechałaś mnie skontrolować? - spytała z wyzywającym spojrzeniem
  - Eheem. Chcę się upewnić, że weźmiesz wszystko.
Jessica wzruszyła ramionami.
  - Wszystko pod kontrolą.
  - Czy aby na pewno? - spytałam wchodząc do jej pokoju. - A szczoteczkę wzięłaś?
Jess zrobiła pytającą minę.
  - Do włosów? Oczywiście.
Dałam jej kuksańca w bok.
  - Do zębów, ciemnoto. Myślisz troszeczkę ?
Usta Jessiki uformowały się w wielkie, zaskoczone ,,O'' .
  - Wiesz co, dobrze, że przyjechałaś - zaśmiała się i poklepała mnie po plecach.
Nie mogąc się powstrzymać połaskotałam ją.
  - Niee, proszę, przestań - mówiła między atakami śmiechu - Mam łaskotki !
Przestałam kiedy usłyszałam hałas w sąsiednim pokoju. Jessica wykorzystała okazję i rzuciła się na mnie. Łaskotała mnie po żebrach, pod pachami i po szyi - czyli w miejscach gdzie mam największe łaskotki. Boże, jak ja nienawidzę łaskotek ! To znaczy, lubię łaskotać, ale nie cierpię kiedy to ja jestem atakowana.
Prosiłam ją, by przestała, ale skończyła dopiero wtedy, gdy to zaczynało mnie już boleć.
  - No dobra, bierzemy się do roboty. Pokaż, co tam pakujesz ?
Zabrałyśmy się do pracy jednocześnie gadając i słuchając muzyki.
~Nathalie~
Boże, to było straszne. Straszne ? Przerażające! Wciąż nie mogę się otrząsnąć po tym, co widziałam. Czy to był... Matt ? Nie, to niemożliwe ! Ale... on jest zwykłym nastolatkiem.  Wciąż miałam przed oczami tą upiorną twarz. Jego zęby wbijające się w tętnicę tej biednej dziewczyny. Na twarzy błoga ulga już po pierwszym łyku. Ale Matt od początku wydawał mi się jakiś dziwny. Niby wyglądał na normalnego, ale zachowywał się nieco... staroświecko, jakby żył na tym świecie wiele, wiele lat.  Tak bardzo się go bałam. Zabarykadowałam drzwi i okna, ale wątpię, by to coś dało kiedy przyjdzie. To była ładna dziewczyna, szkoda mi jej. Nie mogłam jednak nic zrobić. Matt zabiłby mnie bez mrugnięcia okiem. Siedziałam w najciemniejszym kącie mojego pokoju i ryczałam, kiedy usłyszałam hałas za oknem. Przestraszyłam się. A co jeśli to on ? Nie myliłam się. Kiedy podniosłam lekko głowę i spojrzałam w tamtym kierunku ujrzałam wizerunek Matta. Odsunęłam się jak najdalej od niego.
  - Odejdź. Nie zabijaj mnie- szepnęłam
Zakryłam oczy dłońmi. Ogarnęło mnie niewyobrażalne przerażenie. Byłam bezbronna. Matt i tak wszedł do pokoju, a ja poczułam, że mam motyle w brzuchu, ale nie  takie, które odczuwają zakochani. Motyle i efekt wymiotny to nie jest dobre powiązanie, a wszystko to ze strachu.
Matt powoli podszedł do mnie, ukucnął przede mną i wyciągnął powoli dłoń. ,,Jak do tamtej kobiety'' pomyślałam.
   - Nic ci nie zrobię - szepnął - Obiecuję
Po tych słowach lekko się uspokoiłam, ale nie na tyle, by przestać być ostrożną.
   - Pozwolisz, że wszystko Ci wyjaśnię ?
Zawahałam się tylko na chwilę. Pokręciłam przecząco głową.
   - Jesteś potworem. Nie chcę cię znać.
   - Proszę...
   - Nie! - przerwałam mu nim dokończył zdanie - Wyjdź stąd! Nie chcę mieć z tobą do czynienia ! Zabiłeś ją! Zabiłeś tą biedną kobietę!
Rozpłakałam się. Tego było dla mnie za wiele.
  - Podobałeś mi się. Ba ! Ja cię pokochałam ! A ty się okazałeś potworem.
Spojrzałam na niego z pogardą. Na ogół nie jestem taka odważna, ale teraz, kiedy adrenalina krąży w moich żyłach niczego się nie boję. ,, Nawet śmierci ? '' pomyślałam. ,,Tak, nawet śmierci''. Matt w dalszym ciągu próbował się do mnie zbliżyć, ale mu nie pozwalałam.
    - Odejdź stąd. Albo cię zabiję. Nie wiem jak, ale to zrobię.
Matt podszedł powoli do okna. Spojrzał na mnie przepraszająco.
   - Jak mogłeś to zrobić ? - szepnęłam tak cicho, że nikt by tego nie dosłyszał. Nikt prócz wampira.
~Matt~
Chciałem zrezygnować z wyjazdu. Zależy mi na Nath. Nie chcę jej ranić. Najlepiej by było gdybym odszedł.  Ale jedzie jeszcze jakiś chłopak. Ale jeden mały chłopaczek ich nie obroni. Na nieszczęście jadą w rejon gdzie aż roi się od wampirów. A co jeśli coś im się stanie ?
Moje rozmyślania przerwał Chada. Jedna z jego zajebistych nutek rozbrzmiewała w moim telefonie. Na wyświetlaczu pojawił się numer Jessiki. Odebrałem.
   - Halo ?
   - Siema Matt. To co jedziesz z nami ? - spytała z entuzjazmem.
Czyli Nath nic im nie powiedziała. Szybko podjąłem decyzję.
   - Jasne. Miałbym to przegapić. Hmm...
   - Co ,,hmm...'' ?
   - To będą moje ulubione wakacje
   - Czemu ? - zapytała zdziwiona
   - Pomyśl tylko. Ty, Caroline, Clau i - tylko na chwilę się zawahałem - Nath w bikini. To będzie coś!
Jessica zaśmiała się to słuchawki.
   - Ty... - zastanawiała się jak to ująć - facet ! - krzyknęła w końcu
Teraz to ja się zaśmiałem.
    - Masz rację. Jestem facetem.
Po krótkiej rozmowie się rozłączyliśmy. Z westchnieniem opadłem na poduszki mojego łóżka. Nagle dostałem olśnienia. Skoro Nathalie nie chce mnie wysłuchać to nieświadomie przeczyta to, o co chcę ją poprosić. Wziąłem telefon do ręki i wysłałem jej krótkiego sms-a.
~Nathalie~
Adrenalina opuściła moje ciało. Mimo to strachu nie było.Nagle jedna z kieszeni moich spodni zaczęła wibrować. Wyjęłam z niej iPhona i przeczytałam wiadomość.
Proszę, dochowaj tajemnicy. Zrobię dla Ciebie wszystko.
Wyłączyłam telefon i rzuciłam się z płaczem na łóżko. Moją ostatnią myślą przed zaśnięciem było ,,Dlaczego to akurat ja ? ''. Potem już nic nie było. Tylko spokojny, cichy sen.
___________________________
Wiecie co mnie wnerwia ? Że nieźle sobie radzę z opisywaniem uczuć. Serio, mogę napisać bardzo dużo o bólu, stracie, radości i miłości. Ale za cholerę nie mogę napisać dłuższego opisu miejsca i zdarzenie. Nie wiem dlaczego. Staram się, chyba robię postępy. Nie, zaraz, wróć. Staram się, ale nie robię postępów i dlatego rozdziały są takie krótkie. I właśnie to mnie wnerwia. Ale cóż... Mówi się trudno i pisze się dalej.







piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział VII

Stałam przed otwartą walizką w moim pokoju. Wpatrywałam się w kolorową pościel na łóżku. Mechanicznie pakowałam ubrania. Nie myślałam, ponieważ zanurzyłam się we wspomnieniach. Kiedyś już byłam u cioci Kelly, 3 lata temu, miałam wówczas trzynaście lat. Pamiętam dobrze tamten wyjazd, jakby to było wczoraj. Siedziałam na ławce przed domem, patrzyłam jak ganiają się dzieciaki, które na oko miały cztery lub pięć lat. Nawet nie zauważyłam jak obok mnie usiadł jakiś chłopak.
  - Cześć - przywitał się- Jestem Dallas
  - Hej, jestem Jessica - powiedziałam ukrywając atak śmiechu
Nigdy nie spotkałam chłopaka o takim imieniu. Jest ono dość oryginalne
  - Z czego się śmiejesz ? - zapytał
  - Nie ważne i tak nie zrozumiesz
Zaczęliśmy rozmawiać, żartować. Dallas był uroczym chłopcem w moim wieku. Blondyn z grzywką i ślicznym uśmieszkiem. Polubiłam go. Niestety, dzieliło nas wiele kilometrów. Kiedy wyjechałam nasz kontakt się urwał. Czy on nadal tam mieszka ? A co jeśli go spotkam ? Jak mam zareagować ? Przecież zwykłe ,,Cześć, pamiętasz mnie?'' jest po prostu idiotyczne ! Zwłaszcza po tej niekomfortowej sytuacji która miała miała wtedy miejsce. Ale przecież byliśmy tylko dziećmi ! Skąd mogłam wiedzieć, nie spodziewałam się takiej reakcji z jego strony. Miałam to za świetną zabawę. Westchnęłam ciężko.
  -Tyle wspomnień przepadło w kilka chwil. - szepnęłam zrozpaczona swoim położeniem  - Jess, weź się w garść. Możliwe, że nie będzie mnie pamiętał, albo nawet już tam nie mieszka.
Byłam zła na siebie, że tak łatwo zaczęłam panikować. Nie powinnam wyć, w sumie to nie ma powodu. Wzięłam trzy głębokie oddechy.
~Matt~
Wychodzę z domu. Mijam ogród w którym kwitną różnorodne kwiaty. Czuję głód, palący mnie od środka. Spala mój żołądek, przełyk, gardło. Palą się moje płuca uniemożliwiając oddychanie. Muszę jak najszybciej się pożywić, szybko, szybko, nie ma czasu ! Ogień, czuję ogień. Palę się, palę ! Mam ochotę krzyczeć ze złości i z głodu. Krew, fresh blood, sweet blood.
Dookoła śpiew ptaków. Nie zachwycam się nim. Wsłuchuję się w bicie ich małych serduszek, które pompują krew. Tylko tyle, tak niewiele do szczęścia. Jestem już w mieście, idę ulicą i staram się wyglądać na normalnego chłopaka. Choć od środka jestem rozrywany nie daję tego po sobie poznać. Z oddali dostrzegłem mą ofiarę. Urocza brunetka. Z jej urodą mogłaby być modelką. Nim skręciła w ciemną uliczkę spojrzała na mnie kątem oka w których pojawił się niebezpieczny błysk. Podążyłem za nią pospiesznie. Taki łakomy kąsek nie może mi nigdzie uciec.
  -Będzie kolacyjka, mniam - szepnąłem do siebie podekscytowany
Idąc za nią wkroczyłem do wąskiej uliczki tego dużego miasta. Chicago to nie byle co. Wyczuwałem jej emocje. Bała się, dostrzegła, że za nią podążam. W głębi instynkt mówił mi, że ona coś knuje. Krótkie spodenki podkreślały jej okrągły tyłek, a bluzka podkreślała jej figurę kierując wzrok faceta na pełny biust. Droga nagle się kończy. Ona odwraca się w moją stronę, spogląda na mnie z przerażeniem. Wzrok szuka drogi ucieczki. Patrzy w prawo - ściana. Patrzy w lewo - ściana. Patrzy w górę - wysokie budynki, brak możliwości. Patrzy przed siebie - głodny napastnik.
  - Nie uciekaj, my sweety
Podchodzę do niej. Głaszczę jej delikatny policzek. Chwilę przed atakiem spoglądam w jej oczy. Czarne i niebezpieczne, a mimo to tak bardzo bezbronne. Moje własne właśnie teraz zaczynają się zmieniać. Najpierw pomarańczowe, potem już krwistoczerwone. Czuję jak kły wydłużają się, robią się ostrzejsze. Takie małe a potrafią dać tyle szczęścia. Kobieta zamyka oczy.
  - Nie rób mi krzywdy, proszę - szepcze w nadziei, że ją zostawię
Składam na jej ustach delikatny pocałunek. Krótki, czuły, aby ją uspokoić. Całuję ją wzdłuż podbródka, powoli zniżam się ku szyi. Językiem odnajduję tętnicę. Otwieram szeroko usta, a moje zęby zatopiły się w jej szyi. Równo z jej krzykiem po moim wnętrzu zaczyna płynąć ciepła ciecz dająca uczucie błogiej ulgi. Kropla krwi uciekła i płynie po mojej twarzy.Oblizuję ją z rozkoszą i wracam do posiłku. Lecz przerywa mi krzyk. Nie był to jej krzyk, ona już praktycznie nie żyje. Odwracam głowę i widzę kogoś, kogo nigdy nie chciałbym zobaczyć w takich okolicznościach. Nathalie. Moja biedna i przerażona Nathalie. Co ona tu robi? Przecież nie powinno jej tu być. Czuję jak znów zaczynam zmieniać się w zwykłego chłopaka. Głód już mnie nie pali, nasyciłem się. Teraz oprócz sytości czuję strach. Co mam zrobić? Nath zbiera się do ucieczki.
  - Zaczekaj, wszystko wyjaśnię - krzyknąłem, ale już jej nie było
_______________________________

Nie wiem co mam myśleć o tym rozdziale. Na pewno wnosi coś nowego. Zmienią się relacje między Nathalie i Mattem. Na lepsze, czy na gorsze ? Zobaczycie. Mam wszystko zaplanowane ;)

Proszę, komentujcie. To pomaga w pisaniu. :)

czwartek, 19 czerwca 2014

Rozdział VI

~Jessica~
Byłam naprawdę szczęśliwa. Razem na wakacje? Szczyt marzeń. Czyli one jednak się spełniają? Siedziałam w wygodnym fotelu w salonie, a do moich nozdrzy dostawał się cudowny zapach książek. W domu mieliśmy taką małą biblioteczkę. Razem z mamą zbieramy komplety naszych ulubionych serii książek. Tak, uwielbiamy czytać. Ja nie mam z tym żadnego problemu, ale inni owszem. Kocham czytać - jest to jedna z moich dziwacznych cech. W XXI w.  niewiele znajdziesz osób, które czytają książki. W tej chwili czytałam chyba po raz setny ,,Piątą porę roku ''  Monsa Kallentofta. Jest to naprawdę brutalna opowieść, nie dla osób o słabych  nerwach.
  - Jessica ! - ktoś nagle wrzasnął mi nad uchem.
  -Co jest ? - spytałam zdziwiona - Coś się stało ?
Okazało się, że to Caroline wybudziła mnie z książkowego transu.
  -Znowu się zaczytałaś. - spojrzała na mnie z politowaniem
Zawstydzona skinęłam głową. Kiedy się wciągnę to nie sposób zwrócić na siebie moją uwagę.
  -Fajnie, że przyjechałaś, ale mogłaś mnie uprzedzić. Posprzątałabym.
  -Oj tam, oj tam. I tak nie będziemy siedzieć w domu. Wstawaj, zbieraj się. Dziewczyny czekają.- Caro niemalże zwaliła mnie z fotela. - Chyba, że nie jedziesz z nami na zakupy - spojrzała na mnie podejrzliwie
Natychmiast się zerwałam. Jeśli zakupy to tylko ze mną. Na pewno nie przegapię tego. Do miasta zawiózł nas tata Claudii. Na odchodne powiedział, żebyśmy się nie spieszyły. Była godzina 13, obiad zamierzałyśmy zjeść na mieście. Fajnie, taki babski wypad.
  -Gdzie idziemy najpierw ? Może coś zjemy - zaproponowała Nathalie
  -Mnie obojętnie - rzuciłam, a dziewczyny potakiwały głową na znak, że im też jest wszystko jedno.
Wybrałyśmy nasz ulubiony bar sałatkowy i tradycyjnie już naszą ulubioną sałatkę. Nawet nie brałyśmy Menu, wiedziałyśmy co chcemy. Po kilku minutach przyszła kelnerka z notesem i ołówkiem w dłoniach.
  - Co podać ? - uśmiechnęła się do nas łagodnie
  -Poprosimy ,,Sałatkę na zielono'' cztery razy. Małą, oczywiście
Kiedy Caroline zamawiała jedzenie my ustalałyśmy do jakiego sklepu iść najpierw. Ralph Lauren, Lacoste czy Levi's ? Są to nasze ulubione sklepy, zawsze znajdujemy tam coś dla siebie.
  - No i co? Który najpierw ? - zapytałam
  - Może ustalmy czego najbardziej nam brakuje - zaproponowała Claudia
  - Mi najbardziej brakuje... wszystkiego - powiedziała Nath
  -Mi brakuje stroju kąpielowego i bluzek. - powiedziałam
  - A mi w zasadzie tylko butów. Choć znając siebie kupię sobie wszystkiego po trochu. - W oczach Caroline mieniły się iskierki szaleństwa
  - Ja też - przytaknęła Claudia
Stwierdziłyśmy, że Lacoste będzie najlepszy, ma różnoraki wybór.
Wpatrywałam się w ściany o pastelowych barwach. Okrągły zegar przedstawiający ładnie udekorowaną sałatkę wskazywał godzinę 13.15. W tym momencie przyszła kelnerka i podała nam nasze dania. Przypatrzyłam się dokładnie dobrze znanym nam talerzom. Kolorowe wzorki ciągnęły się wzdłuż okręgu. Wzięłam widelec do ręki i zaczęłam powoli jeść delektując się każdym kęsem . Jadłyśmy w milczeniu, od czasu do czasu któraś z nas rzuciła jakąś uwagę i to na tyle. Po zjedzonym posiłku udałyśmy się do sklepu.  Już przez szybę Nathalie wypatrzyła super komplety ubrań.
  - Iiiii ! - piszczała zadowolona - Zamawiam to  !
Podeszła do manekina na którym była bardzo fajna sportowa bluza. Ciemna, niemalże czarna, z flagą USA, a do kompletu  granatowe spodnie. Nie wspomnę już o cudownej torebce ! Nath będzie cudownie w niej wyglądać. To była niewielka część kompletów, które wybrała. Zadowolona podchodziła do kasy.
  - Nie zapomniałaś o czymś? - zapytałam ją
  - O czym niby ? - zrobiła zaskoczoną minę.
  - Wiesz, jedziemy nad jezioro. Jest środek wakacji... - zaczęłam
  - Strój kąpielowy - przerwała mi i prędko popędziła do części z ubraniami na plażę. Kiedy znalazła fajny stój złapała mnie za rękę i zaciągnęła do przymierzalni.
  -Zaczekaj chwilę - powiedziała pod drzwiami.
Weszła do pomieszczenia, usłyszałam dźwięk zamykanych drzwiczek Po kilku minutach z tych samych drzwi wyszła zupełnie inna osoba. Nath wyglądała super w tym niebieskim bikini. Teraz kiedy Nath była obrobiona przyszła w końcu moja kolej. Kupiłam sobie spodnie w kolorze graniczącą z zielenią i szarością, bluzę Mom Please i wiele innych super kompletów. Nie zapomniałam o bikini. Wybrałam białe, najzwyklejsze w świecie- dlatego mi się spodobało. Nie szłam przymierzyć, nie musiałam. Claudia kupiła sobie szarą podkoszulkę z Marudą (Smerfy) i żółte spodnie. Ale to nie wszystko. Wszystkie kupiłyśmy sobie średnio po cztery lub pięć kompletów. Cia kupiła także czarne bikini podkreślające jej figurę. Caroline upatrzyła sobie zwykłe rurki i szarą bokserkę. Jeśli chodzi o kostium kąpielowy to postawiła na dziewczęcy róż. Nie powiem ile zapłaciłyśmy w sumie za to wszystko. Rodzice mają zdecydowanie lżejsze portfele. Spojrzałam na zegarek.
  - Jest szósta sześć - powiedziałam podchodząc do Claudii - Ktoś o mnie myśli.
Claudia postanowiła tego nie komentować. Wróciłyśmy wcześniej do domu, żeby móc się spakować. Chłopaki nie mieli tego problemu co my. Oczywiście jadą z nami, ale oni nie musieli kupować nowych ciuchów.
Wpatrywałam się w jasne ściany mojego dużego pokoju. To ostatnia noc w tym domu na całe dwa tygodnie. Zapamiętaj to miejsce.

____________________________________________

Rozdział krótki, niepotrzebny, w zasadzie tylko dla dziewczyn. Ale akcja na wakacjach fajnie się rozwinie.

sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział V

~Claudia~
Dzień był wyjątkowo słoneczny, Jessica miała świetny pomysł z tą kąpielą nad rzeką. Ciekawa byłam, dlaczego zabrała tego chłopaka. Marius, czy jak mu tam. Hm... trzeba wymyślić mu ksywkę, przecież to imię jest za długie! Skoro na Matthiasa wołamy Matt, to na Mariusa... Mark? Chyba może być.
  Po dwóch godzinach pływania wszyscy zgłodnieliśmy. Rozłożyłam więc koce na których usiedliśmy i wyjęłam jedzenie.
  - Mmm, naleśniki! - zachwycał się Marius - Mniam. Zgłodniałem!
  - Dla ciebie nie ma ! - zaśmiałam się
  -A to niby dlaczego? -oburzył się
  - A przyniosłeś coś? My tak, a ty? - dziewczyny zrobiły zaskoczoną minę, mrugnęłam do nich porozumiewawczo. Zrozumiały co robię. - Nie zasłużyłeś !
Miałam ochotę pokazać mu język. Nie wiem dlaczego. Ach! No tak! Nadszedł czas ,,Dobrego Humorku''.
Dostaje go każda z nas. Podczas wakacji w momencie, kiedy coś knujemy lub jesteśmy totalnie wyluzowane. Natomiast kiedy jesteśmy w szkole głupawki najczęściej dostajemy przed matematyką.
  - Ale mnie nikt nie poinformował! - wykłócał się.
  - No dobra, wcinaj - dałam za wygraną. Nie potrafię się długo kłócić z takim przystojniakiem
Wszyscy zabraliśmy się do jedzenia.Naleśniki, kanapki - niebo w gębie!
  - Marius, może nam coś o sobie opowiesz - zaproponowała Nathalie
Mark zamyślił się na chwilę. Miałam wrażenie, że nie chce o sobie opowiadać. Jess nie ingerowała. Chyba chciała, by sam zdecydował, czy chce coś o sobie mówić.
 - Ja urodziłem się w biednej rodzinie. Rodziców nie stać było na dziecko. Takie były czasy.- zaciął się na chwilę, jakby powiedział kilka słów za dużo. - Oddali mnie więc do rodziny zastępczej. Wychowali mnie obcy ludzie. Julie i Peter - moi rodzice zastępczy - zmarli dwa lata temu pozostawiając mnie samego. Leżeli w szpitalu. Starsi ludzie, mieli badania kontrolne. Pewnego dnia pielęgniarka, która przyszła ze śniadaniem zauważyła ich. Dziwne by było, gdyby ich nie dostrzegła. Krew na zewnątrz, a w środku już nie. Jakby zaatakowała ich noc. Kamery nic nie znalazły. Matt też jest sam, prawda? - Miał łzy w oczach. Widocznie zależało mu na nich. Nagle zapowietrzył się. Czyżby znowu powiedział trochę za dużo?
Dlaczego sprawiał takie wrażenie? Mój mózg pracował na pełnych obrotach. Możliwe, że śledztwo, które było przeprowadzane jest tajne, a on znał niektóre szczegóły, których nie powinien wyjawiać... Może. Postanowiłam jednak nie wtrącać się w jego życie prywatne.
  - Claudia? - usłyszałam głos Mariusa - Przejdziemy się?
  - Jasne - rzuciłam. Dobry Humorek wciąż jest pomimo nieprzyjemnych wyznań.
Kątem oka dostrzegłam jak dziewczyny spojrzały po sobie. Dostrzegłam w oczach Jessiki coś dziwnego. Głęboko, głęboko w jej spojrzeniu tliły się iskierki nieoczekiwanej radości. Już ja znałam to spojrzenie. Uknuła to, wiedziała, że mi się spodoba Mark. Szliśmy leśną drogą, dookoła wiele drzew, a na nich wiewiórki. Śliczne maleństwa, na szczycie drzew ptasie gniazda z których wychylały się łebki piskląt. Zdziwiłam się, gdyż zwierzęta wyglądały, jakby się nas bały. Nie tak, jak zwykłe zwierzę boi się człowieka, ale dużo bardziej. Bezsilne, przerażone.
Niespodziewanie Mark złapał mnie za rękę i zboczył ze ścieżki.
  - Pięknie tu - szepnęłam - Widać, że znasz okolicę
  - Chodź, pokażę ci coś. - puściłam jego dłoń, czułam się nieco niezręcznie. Zarumieniona spuściłam głowę.
Przez las szliśmy około pięciu minut.
  - Daleko jeszcze? - spytałam zniecierpliwiona
  -Nie.
Odetchnęłam z ulgą. Nie lubię wypraw przez las. Głównie przez pajęczyny w które raz po raz wpadałam. Ale o dziwo nie spotkałam żadnego pająka.
W oddali zauważyłam promienie słoneczne przenikające przez korony drzew. Byliśmy na przepięknej polanie. To miejsce wprawiało w zachwyt.


-Jej- szepnęłam zauroczona miejscem - Jak tu pięknie. Las jest piękny, ale to. - zapowietrzyłam się.
Byłam zachwycona. Urok miejsca odebrał mi rozum. Szczęśliwa zarzuciłam się w jego objęcia. Staliśmy tak ciesząc się chwilą. Potem mój rozum powrócił, odsunęłam się od niego delikatnie.
-Dziękuję. - mieszkam w tej okolicy tyle lat, a nie wiedziałam o istnieniu tego miejsca.
-Zrobiłem to z przyjemnością.
Dookoła kwitły kwiaty, słońce świeciło. Idealne miejsce na randkę, pomyślałam, po czym natychmiast się zarumieniłam.
-Skąd te rumieńce? - spytał Marius siadając na trawie.
-Ze szczęścia-odparłam z uśmiechem.
Usiadłam naprzeciw niego tak, bym mogła widzieć jego piękne, czarne oczy.
Byliśmy naprawdę blisko, czułam jego zimny oddech na swojej skórze. Spuściłam wzrok, lecz po chwili znów go uniosłam. To, co zobaczyłam przeraziło mnie. Jego oczy nie były już pięknie czarne, lecz krwiście czerwone.Zasłoniłam oczy dłońmi, a kiedy odważyłam się spojrzeć na niego obok mnie znów siedział dawny Marius.
  -Coś się stało? - spytał zmartwiony
Starałam się uspokoić oddech, a kiedy mi się udało odpowiedziałam Mariusowi.
  -Twoje oczy - szepnęłam przerażona - Były... jak krew.
  -Słucham? To chyba przez to miejsce. Kiedy ktoś jest zbyt szczęśliwy, zawsze przydarza się coś, co psuje jego nastrój.
Ewidentnie unikał odpowiedzi, zmieniał temat. Postanowiliśmy wrócić do dziewczyn, szliśmy w milczeniu.
~Marius~
Cholera jasna. Co za wpadka. A było tak blisko. Pieprzony Matt, to wszystko jego wina! Gdyby nie on, byłbym normalny. Normalny? Ja byłbym martwy. Matt uratował mi życie, tylko tak można było to zrobić. Pomimo upływu wielu, wieli lat jeszcze nie wszystko opanowałem, to stąd te oczy. Pogodziłem się z losem i z tym, że nigdy więcej nie ujrzę Julie i Petera. Kto im to zrobił? No kto?! Ciała wyssane z krwi, sprawca nawet nie pofatygował się, by sprzątnąć ciała. Bo i po co? Ludzie i tak się nie dowiedzą, kto to zrobił, ale ja tak. I nie daruję mu tego.
Minęło prawię pięćset lat od ich śmierci, a ja nadal rozpaczam. Co cię dziwić, biedni ludzie, chłopstwo przygarnęło sierotę z ulicy. Ubrali, nakarmili, wychowali. Zmarli, kiedy miałem czternaście lat. Dopadły ich Angielskie Poty - choroba, która do dziś pozostaje tajemnicą. Kiedy tylko zauważyłem u nich pierwsze objawy - obfite pocenie się, krwotoki - zaprowadziłem ich do miejscowego lekarza. Ten przyjął ich, choć niechętnie. Choroba była bowiem bardzo zakaźna, a medycyna w tamtych czasach niewiele była w stanie zdziałać. Teraz ja, lekarz, Julie i Peter skazani zostali na śmierć. Lekarz położył ich u siebie w pokoju, sam spał na kanapie. Następnego dnia powiedziano mi, że oni nie żyją. Doktor zdradził, że to nie w wyniku choroby. Wróciłem do domu. Po dwóch godzinach zacząłem się pocić, krew lała się nosem, ustami. Nawet oczy były krwiste. Wtedy zjawił się Matt. Uratował mi życie. Domyślasz się, czym jestem? Tak, jestem potworem. Największym drapieżnikiem żyjącym na ziemi. Strzeż się mnie.
~Claudia~
Pomimo tego, co się wydarzyło (Bo się wydarzyło, prawda? ) nadal traktuję Mariusa normalnie. Udaję, że to nigdy nie miało miejsca. Postanowiłam o tym nie myśleć. No bo jak to wyjaśnić? Może jest chory, albo coś w tym rodzaju.
  -Jesteście już ? - usłyszałam zdziwiony głos Caroline
  - Tak. Niebezpiecznie jest zostawiać Was za długo samych. - odparłam
  - Spokojnie, wszystkiego pilnowałam - powiedziała Jessica z wesołym błyskiem w oku
  - Tego właśnie się bałam - odpowiedziałam jej
Wybuchłyśmy śmiechem. Niech nikt nie pyta dlaczego, bo i tak mu nie odpowiemy. Same nie wiemy, dlaczego nieraz się tak zachowujemy.
~ 3 godziny później~
~Jessica~
Nareszcie w domu. Co prawda spóźniłam się na obiad o  godzinę, ale mama nie miała mi tego za złe. Jakieś dwie godziny temu zadzwoniłam do niej i powiedziałam, że mogę się spóźnić, żeby się nie martwiła i że już jadłam. Usiadłam na kanapie, Nathalie i Caroline po moich bokach, a Claudia obok Nath. Prze pół godziny nic do siebie nie mówiłyśmy co było do nas niepodobne. Nieoczekiwanie moja mama weszła do pokoju i usiadła naprzeciw nas.
  - Moje kochane dziewczynki - nie wiem dlaczego, ale mama lubi to powtarzać, kiedy ma do nas sprawę- Mam dla was nieoczekiwaną informację. A znając Was jest to wspaniała wiadomość.
  - Możesz przejść do rzeczy, mamo?
  - Macie zaproszenie od cioci i wujka ze Springville.- wyjaśniła z uśmiechem - We cztery. Mało tego, możecie wziąć ze sobą jeszcze dwie osoby.
 -No nie wierzę ! - zawołała Caroline - Jess, masz super rodzinę.
 -Haha, wiem. - zaśmiałam się
 - Naprawdę? - spytała niepewna Nathalie - Jedziemy na wakacje? Razem?! Super!
 - Kogo zabierzemy ? - spytałam retorycznie. Oczywiście wiedziałam
Nawet nie zauważyłam kiedy mama wyszła, tak byłam przejęta.
  -Pff. Głupio się pytasz. - Claudia spojrzała na mnie z dezaprobatą - Oczywiście Matta i Mariusa.
Byłam pewna, że to będą super wakacje.



________________________________________
A teraz wyjaśnienia dotyczące posta :

Springville leży w stanie Utah, sąsiaduje m.in z Colorado. ( Oczywiście wszystko jest w Ameryce Północnej)

piątek, 6 czerwca 2014

Rozdział IV

Jechałyśmy do Claudii. Miałam ku temu pewne powody. Napisałam jej sms-em, żeby szykowała kostium kąpielowy. My zajęłyśmy się prowiantem, a Caroline pieniędzmi. Claudia zaś miała brać koc i ręczniki. Od zawsze tak dzielimy się obowiązkami. Każdy coś musi zrobić i jest trochę sprawiedliwości. Dlaczego trochę? Koc, ręczniki się upierze, na jedzeniu się tak nie traci, ale Caro to trochę wydaje kasy. W końcu jesteśmy cztery! No, chyba, że pojawi się jakiś chłopak i nam postawi coś.
  Dzień był parny i słoneczny. W sam raz na kąpiel. Nie jedna osoba dziwi się nam, czemu nie jedziemy nad zalew, jezioro.Odpowiedź jest prosta. Nasza rzeka jest wystarczająco głęboka - 3 metry to dla nas idealnie. A przede wszystkim jest mało osób. W miejscu publicznym trzeba się zachowywać przyzwoicie, a tutaj możemy szaleć!
  Jeszcze cztery kilometry - pocieszałam się w myślach - Dam radę.
Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, kwas mlekowy zalewał mięśnie. Do Claudii jest kawał drogi, a moja kondycja nie jest najlepsza. Do tego musimy jeszcze pojechać po niego.
  - Kim on jest ?- zapytała po drodze Nathalie - Co ty planujesz, Jess?
Tylko się zaśmiałam. W życiu by nie zgadła.
  - Mam takiego kolegę - zaczęłam
  - To już wiem ! - przerwała mi
  -Daj mi skończyć ! - wrzasnęłam na nią - I jemu spodobała się Clauduśka. Ha ha. Postanowiłam ich zapoznać.
Nath zaśmiała się w głos. To był zaraźliwy śmiech. Po chwili obie się śmiałyśmy, nie wiedząc z czego.
Dotarłyśmy pod dom chłopaka. Zsiadłam z roweru i popędziłam do drzwi. Zapukałam zgodnie z naszym szyfrem i weszłam do środka. Miał bardzo duży dom. Rodzice są bogaci, stać ich na wiele. Mieszkanie było przestronne, w jasnych kolorach. Z pastelowo błękitnych ścian spoglądały na mnie postaci z obrazów. Jedne były pozytywnie nastawione do życia, a u innych widać było wyraźną niechęć.
  -Nie mogłem się doczekać - powiedział witając się ze mną - Podobno masz dla mnie niespodziankę. No, czekam.
Uśmiechnęłam się do niego z politowaniem.
  -Niespodzianka znajduje się dokładnie trzy kilometry dalej- oznajmiłam - Rowerek między nogi i jedziemy
Marius - bo tak miał na imię - leniwie szedł do drzwi.
Ten chłopak mnie przerażał. Dosłownie. Wiem, że by się ucieszył, gdybym mu powiedziała, co zamierzam zrobić, ale chciałam mu zrobić niespodziankę.
  -Ruszaj tyłek ! - poganiałam go - Bo znudzi jej się czekanie i sobie pojedzie.
Miałam na myśli Claudię czekającą nad rzeką, ale on chyba odebrał to nieco inaczej. Od razu nabrał tępa. Nath pomachała mu wesoło.
  - Ona jest niespodzianką? - spytał nieco zawiedziony.
Zaśmiałam się tylko i przecząco pokręciłam głową.
  -Przecież mówiłam, że trzy kilometry dalej!
Przedstawiłam go Nath. Była zaskoczona widząc chłopaka. Wsiedliśmy na rowery i ruszyliśmy w drogę.

~Claudia~
Zastanawiałam się, gdzie one się podziewają. Czekamy na nie, a ich ciągle nie ma. Zaczynam się martwić. Siedzimy z Caroline (której swoją drogą zaczyna ,,odwalać'') i czekamy na nie od godziny. Zazwyczaj niewiele czasu zajmuje im dojazd tutaj pomimo sporej odległości. . Nagle usłyszałam wrzask. Caro spojrzała na mnie podejrzliwie i obie popędziłyśmy w stronę, z której dobiegał krzyk.
Dotarłyśmy na miejsce i zobaczyłam ścigającą się Nath i Jess. pokręciłam z dezaprobatą głową. Dzieci. Zaraz! Hola, hola! Przecież sama się tak zachowuję! Zaśmiałam głośno. Zdziwił mnie fakt, że towarzyszył im jakiś chłopak. Zaczęłam zastanawiać się, kim on jest. W sumie nawet jest fajny. Ale dlaczego go zabrały?
  -Cześć - przywitałam się - Co tam, dziewczyny? Widzę, że mamy gościa.
Było mi trochę głupio. Ja i Caro w kostiumie kąpielowym, a one w ubraniach. Na szczęście nie musiałam się długo przejmować. Dziewczyny zaraz zrzuciły ciuchy i wskoczyły do wody.
  -Długo czekałyście? - spytała Jessica
  -Trochę za długo, jak na mój gust - odpowiedziała Caro ochlapując ją wodą
  - A może mi powiecie, kim jest nasz gość? - wtrąciłam
Jess złapała się za głowę. No jasne, zapomniała. Cała ona. Szybko przedstawiła nam Mariusa i dała nura pod wodę. Zawstydziła się biedaczysko. W sumie ja też byłam nieco zakłopotana. Matius wciąż przeszywał mnie wzrokiem, co nie było mi na rękę. Przy najbliższej okazji spytałam Jessicę o co chodzi. Powiedziała mi tylko tyle, że jestem ,,niespodzianką'' cokolwiek by to miało oznaczać.
~Marius~
Nie wierzę, że to zrobiła! Jestem jej dozgonnie wdzięczny. Może mi się uda, żebym chociaż dostał jej numer telefonu. Po godzinie pływania wszyscy zgłodnieliśmy. Nathalie wyjęła ze swojego koszyka kanapki, a Jessica naleśniki z owocami. Wszystko wyglądało przepysznie, a wyglądało jeszcze lepiej. Kiedy najedliśmy się do syta część wróciła do wody, a ja korzystając z okazji wyciągnąłem Claudię na spacer. Cieszyłem się, że się na to odważyłem. Być może to właśnie ten spacer otworzył mi wszystkie drogi i wszystkie możliwości. Claudia mnie polubiła.