Stałam przed otwartą walizką w moim pokoju. Wpatrywałam się w
kolorową pościel na łóżku. Mechanicznie pakowałam ubrania. Nie
myślałam, ponieważ zanurzyłam się we wspomnieniach. Kiedyś już
byłam u cioci Kelly, 3 lata temu, miałam wówczas trzynaście lat.
Pamiętam dobrze tamten wyjazd, jakby to było wczoraj. Siedziałam
na ławce przed domem, patrzyłam jak ganiają się dzieciaki, które
na oko miały cztery lub pięć lat. Nawet nie zauważyłam jak obok
mnie usiadł jakiś chłopak.
- Cześć - przywitał się- Jestem Dallas
- Hej, jestem Jessica - powiedziałam ukrywając atak
śmiechu
Nigdy nie spotkałam chłopaka o takim imieniu. Jest ono dość
oryginalne
- Z czego się śmiejesz ? - zapytał
- Nie ważne i tak nie zrozumiesz
Zaczęliśmy rozmawiać, żartować. Dallas był uroczym chłopcem
w moim wieku. Blondyn z grzywką i ślicznym uśmieszkiem. Polubiłam
go. Niestety, dzieliło nas wiele kilometrów. Kiedy wyjechałam nasz
kontakt się urwał. Czy on nadal tam mieszka ? A co jeśli go
spotkam ? Jak mam zareagować ? Przecież zwykłe ,,Cześć,
pamiętasz mnie?'' jest po prostu idiotyczne ! Zwłaszcza po tej
niekomfortowej sytuacji która miała miała wtedy miejsce. Ale
przecież byliśmy tylko dziećmi ! Skąd mogłam wiedzieć, nie
spodziewałam się takiej reakcji z jego strony. Miałam to za
świetną zabawę. Westchnęłam ciężko.
-Tyle wspomnień przepadło w kilka chwil. - szepnęłam
zrozpaczona swoim położeniem - Jess, weź się w garść.
Możliwe, że nie będzie mnie pamiętał, albo nawet już tam nie
mieszka.
Byłam zła na siebie, że tak łatwo zaczęłam panikować. Nie
powinnam wyć, w sumie to nie ma powodu. Wzięłam trzy głębokie
oddechy.
~Matt~
Wychodzę z domu. Mijam ogród w którym kwitną różnorodne
kwiaty. Czuję głód, palący mnie od środka. Spala mój żołądek,
przełyk, gardło. Palą się moje płuca uniemożliwiając
oddychanie. Muszę jak najszybciej się pożywić, szybko, szybko,
nie ma czasu ! Ogień, czuję ogień. Palę się, palę ! Mam ochotę
krzyczeć ze złości i z głodu. Krew, fresh blood, sweet
blood.
Dookoła śpiew ptaków. Nie zachwycam się nim. Wsłuchuję się
w bicie ich małych serduszek, które pompują krew. Tylko tyle, tak
niewiele do szczęścia. Jestem już w mieście, idę ulicą i staram
się wyglądać na normalnego chłopaka. Choć od środka jestem
rozrywany nie daję tego po sobie poznać. Z oddali dostrzegłem mą
ofiarę. Urocza brunetka. Z jej urodą mogłaby być modelką. Nim
skręciła w ciemną uliczkę spojrzała na mnie kątem oka w których
pojawił się niebezpieczny błysk. Podążyłem za nią pospiesznie.
Taki łakomy kąsek nie może mi nigdzie uciec.
-Będzie kolacyjka, mniam - szepnąłem do siebie
podekscytowany
Idąc za nią wkroczyłem do wąskiej uliczki tego dużego miasta.
Chicago to nie byle co. Wyczuwałem jej emocje. Bała się,
dostrzegła, że za nią podążam. W głębi instynkt mówił mi, że
ona coś knuje. Krótkie spodenki podkreślały jej okrągły tyłek,
a bluzka podkreślała jej figurę kierując wzrok faceta na pełny
biust. Droga nagle się kończy. Ona odwraca się w moją stronę,
spogląda na mnie z przerażeniem. Wzrok szuka drogi ucieczki. Patrzy
w prawo - ściana. Patrzy w lewo - ściana. Patrzy w górę - wysokie
budynki, brak możliwości. Patrzy przed siebie - głodny napastnik.
- Nie uciekaj, my sweety
Podchodzę do niej. Głaszczę jej delikatny policzek. Chwilę
przed atakiem spoglądam w jej oczy. Czarne i niebezpieczne, a mimo
to tak bardzo bezbronne. Moje własne właśnie teraz zaczynają się
zmieniać. Najpierw pomarańczowe, potem już krwistoczerwone. Czuję
jak kły wydłużają się, robią się ostrzejsze. Takie małe a
potrafią dać tyle szczęścia. Kobieta zamyka oczy.
- Nie rób mi krzywdy, proszę - szepcze w nadziei, że ją
zostawię
Składam na jej ustach delikatny pocałunek. Krótki, czuły, aby
ją uspokoić. Całuję ją wzdłuż podbródka, powoli zniżam się
ku szyi. Językiem odnajduję tętnicę. Otwieram szeroko usta, a
moje zęby zatopiły się w jej szyi. Równo z jej krzykiem po moim
wnętrzu zaczyna płynąć ciepła ciecz dająca uczucie błogiej
ulgi. Kropla krwi uciekła i płynie po mojej twarzy.Oblizuję ją z
rozkoszą i wracam do posiłku. Lecz przerywa mi krzyk. Nie był to
jej krzyk, ona już praktycznie nie żyje. Odwracam głowę i widzę
kogoś, kogo nigdy nie chciałbym zobaczyć w takich okolicznościach.
Nathalie. Moja biedna i przerażona Nathalie. Co ona tu robi?
Przecież nie powinno jej tu być. Czuję jak znów zaczynam zmieniać
się w zwykłego chłopaka. Głód już mnie nie pali, nasyciłem
się. Teraz oprócz sytości czuję strach. Co mam zrobić? Nath
zbiera się do ucieczki.
- Zaczekaj, wszystko wyjaśnię - krzyknąłem, ale już
jej nie było
_______________________________
Nie wiem co mam myśleć o tym rozdziale. Na pewno wnosi coś
nowego. Zmienią się relacje między Nathalie i Mattem. Na lepsze,
czy na gorsze ? Zobaczycie. Mam wszystko zaplanowane ;)
Proszę, komentujcie. To pomaga w pisaniu. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz