niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział XIII

~Dallas~
To ona. Po latach rozłąki znów ją widzę. Znów widzę jej uśmiech, jej włosy, jej oczy. To, co ma najpiękniejszego w sobie. Świdrowałem ją wzrokiem, moje oczy znów błyszczały. A ten chłopak z boku? Na początku traktowałem go trochę jak SlenderMan'a. Nie biegłem i nie wrzeszczałem, po prostu był on dla mnie 'bez twarzy'. Zauważyłem go dopiero wtedy, gdy dostrzegłem, że dłonie Jess są splecione z dłońmi innego chłopaka. Auć. Zabolało. Drobne ukłucie w sercu przerodziło się w ból, który zalał całe moje ciało. Skrzywiłem się i odwróciłem wzrok. Chciałem stąd odejść, ale ona już mnie zauważyła. Pozostałem więc w miejscu, a zakochani - jak mi się wtedy wydawało - zbliżali się ku mnie. Po chwili usłyszałem nieśmiały i jak najbardziej znajomy głos.
  - Dallas? - cichutki głosik Jess obudził od lat uśpione wspomnienia.
Wspólnie spędzone dni na zabawie i wygłupach. To wszystko ożyło, a kolorowe obrazy stanęły mi przed oczami. Ja i Jess nad jeziorem. Ja i Jess na huśtawkach. Śmiejący się. Cieszący się życiem. Pewnego dnia to wszystko straciłem. Nie wróciło to do mnie, moje miejsce zajął ktoś inny. Czułem jak moje serce pęka, zacisnąłem mocno pięści i przygryzłem usta, by powstrzymać łzy. Tak, chłopaki też czasem płaczą.
-Tak, to ja. Sporo lat minęło, co nie, Jess? - odparłem jąkając się nieco
Jej twarz była nieprzenikniona. Tylko jej oczy zdradzały wszystko. Tęskniła i jednocześnie bała się... Bała się naszego spotkania. Nie rozumiałem tego. Przecież u jej boku jest ktoś o niebo lepszy ode mnie. Przystojny, tajemniczy. Takich właśnie chłopaków lubią dziewczyny. A ja? Wieczne głupoty mi w głowie, jestem dziecinny, nie wart niczyjej uwagi. Nic mnie tu nie trzyma, a jednak stoję w miejscu czekając na odpowiedź.
-Tak – odparła z wahaniem. Przygryzła wargi wyraźnie się nad czymś zastanawiając. - Stęskniłam się.
Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia. Na jej policzkach pojawiły się urocze rumieńce. Jej wzrok uciekł gdzieś w dal. Spojrzałem na jej towarzysza. Uśmiechał się uprzejmie, nie widać było po nim ani śladu zazdrości.
-Ja też się stęskniłem, Jess. Czekałem na Ciebie. W końcu się pojawiłaś. - powiedziałem
- Mam nadzieję, że nie jest za późno. - odparła
Wzruszyłem ramionami. Oczywiście, że nie jest za późno. Przecież wciąż ją kocham! Z miłości nie jest łatwo się wyleczyć.
-Chyba musimy sobie wyjaśnić kilka spraw, prawda?
~Caroline~
Okolica była niezwykle piękna. Jednak ja nie potrafiłam poświęcić jej wystarczająco czasu. Przez cały czas wpatrywałam się w ekran telefonu w oczekiwaniu na wiadomość czym niezwykle irytowałam dziewczyny. Czasem mogłyby odpuścić. Wiem, troszczą się o mnie, bla bla bla. Ale to moje życie i to właśnie ja będę decydować co zamierzam robić.
-Caro! Caro! Caro!!!
Z zamyślenia wyrwał mnie natarczywy( i zdecydowanie upierdliwy) głos Claudii. No tak. Znowu dostanę burę.
- Czy ty zamierzasz spędzić całe swoje nudne życie patrząc się w telefon? Serio? S e r i o?
Przewróciłam oczami.
- Nawet jeśli, to nic Ci do tego- odparowałam
Claudia ewidentnie się zbulwersowała.
- No masz rację! Nic mi do tego. Bo ja wcale nie jestem twoją przyjaciółką, no przecież!- ironizowała
Nikt tego nie rozumiał. Każdy kogoś miał. K a ż d y. Poza mną. Claudia miała Mariusa ( no proszę, widać, że między nimi coś iskrzy.), Jessica miała tego swojego kolesia stąd, a Nath ewidentnie kręciła z Mattem. A ja jestem sama. Zawsze jestem sama. Nikt nie wie, jak wspaniale się czuję, kiedy ktoś napisze mi kilka miłych słów na Facebook'u. Nie przeszkadzają mi nawet słowa z podtekstem erotycznym. Ja po prostu tak bardzo potrzebuję bliskości drugiej osoby, że nie potrafię sobie z tym poradzić. Wiem o tym, ale nie zamierzam tego zwalczać. To cudowne uczucie.
~Nathalie~
Wyłączyłam się. Przestałam myśleć o czymkolwiek. Bo też jaki ma to sens? Szłam przed siebie mechanicznie nie zważając na nic. Wiedziałam, że Claudia kłóci się z Caro, ale ignorowałam to. Nie zwróciłam nawet uwagi na to, że Mark złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie w obawie, że dziewczyny zaraz skoczą sobie do gardeł. Nic. Pustka. Nada. I to mi odpowiada. Dlatego nie zdążyłam zareagować kiedy pędzący samochód potrącił nas na skrzyżowaniu sam lądując daleko poza drogą do góry kołami.

niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział XII

Cieszyłam się, że mi to opowiedział.  Czułam też, że jemu również było to potrzebne. Czasem człowiek potrzebuje moralnego wsparcia, inaczej czuje, że powoli opada na dno i nic nie może z tym zrobić. Próbuje krzyczeć, wołać o pomoc, lecz z jego strun głosowych nie wydobywa się żaden dźwięk. To koniec, myśli. Nic już nie zrobię. Dlatego postanowiłam wesprzeć Matta, by nie utonął. Widać było, że dzieje się z nim coś niedobrego. Kiedy tylko Marius był w pobliżu, Matt diametralnie pochmurniał. Nie odzywał się, co było do niego niepodobne.  Oderwałam się z jego uścisku, by mów widzieć jego oczy, które błysnęły tajemniczo. Miałam wrażenie, że nie powiedział mi wszystkiego. Byłam niemalże pewna, iż pominął pewien istotny fakt, który rzuciłby nowe światło na moje poglądy. Ale nie naciskałam. Kiedy poczuje, że jest gotowy, to z pewnością mi się zwierzy. Byliśmy teraz przyjaciółmi.
   - Chodźmy się przejść. - szepnął mi do ucha
Spojrzałam na niego z niemym błaganiem.
   - Proszę, pozwól mi się zrewanżować. - pociągnął mnie za rękę i ściągnął z łóżka - Poza tym, nie możemy zaprzepaścić tego niezwykle urodziwego popołudnia.
Parsknęłam śmiechem.
   -Z czego się śmiejesz? - skrzywił się lekko, słabo maskując swoje zaniepokojenie.
Złapałam się za brzuch, wzięłam głęboki wdech i spokojnym (mam nadzieję) głosem odpowiedziałam.
   - Mówisz jak jakiś dżentelmen z przed dwustu lat. Dobra, dobra. Idziemy.
Szliśmy powoli polną drogą trzymając się za ręce. Ale nie tak, jak trzymają się zakochani. Matt mi się nie podobał, nie pociągał mnie w ten sposób. Byliśmy tylko przyjaciółmi.
  - Jak dobrze znasz te okolice? - spytał po dłuższej chwili milczenia.
Czułam, że za tym pytaniem kryło się coś jeszcze, ale nie dałam po sobie tego poznać.
   - Spędzałam tu dużą część niemalże każdych wakacji. Uwielbiałam się tu bawić. Razem z takim jednym Dallasem spędzaliśmy całe dnie  ganiając się po tutejszych polach, jesienią chodziliśmy do lasu na grzyby,
bądź oglądaliśmy tutejszą faunę i florę. - uśmiechnęłam się do wspomnień. - Więc odpowiadając na twoje pytanie - znam te okolice bardzo dobrze.
Matt zamyślił się chwilę. W myślach przetrawiłam to, co powiedziałam. Nie zauważyłam jednak nic, co skłoniłoby go do refleksji.
Przeszliśmy jeszcze kilkaset metrów zanim moim oczom ukazał się od lat spragniony widok. Bo w głębi duszy naprawdę chciałam go zobaczyć.Tęskniłam za nim, och tak bardzo! To on! Ale co ja mam zrobić? No co? Podejść i tak po prostu powiedzieć ,,Cześć''? Przecież to żałosne! A co jeśli on nie chce mnie widzieć? Serce zaczęło mi łomotać. Zdziwiony Matt spojrzał na mnie z ukosa, ale się nie odezwał. Powoli zbliżaliśmy się do Niego, a ja zaczęłam wpadać w panikę. Z jednej strony chciałam, by podbiegł do mnie i powiedział, że tęsknił. A z drugiej strony bardzo pragnęłam, by sobie poszedł. Nie musiałabym się wtedy już zamartwiać. To takie skomplikowane. Nagle- jakby słysząc moje myśli - podniósł głowę i spojrzał w naszą stronę. Miałam wrażenie, iż widząc moją twarz natychmiast się uśmiechnął. Chyba mnie rozpoznał. Następnie skierował wzrok na moją dłoń która wciąż była spleciona z delikatnymi palcami Matta. Jego twarz zalała fala bólu. Nic z tego nie rozumiałam. Przecież to było bez sensu. Po tym co mu zrobiłam... Nie, nie mogę się obwiniać. Nie zamierzam twierdzić, że nie zrobiłam nic złego, ale po prostu byłam dzieckiem. Nie wiedziałam, że go to zrani.

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział XI

Byliśmy już przed domem ciotki. W progu czekał na nas uśmiechnięty wuj. Bardzo się za nim stęskniłam. Uśmiechał się tak uroczo, a kiedy to robił wokół twarzy miał urocze zmarszczki, które dodawały mu powagi. Jenna i John nie mają dzieci, oboje są niepłodni. A tak bardzo kochają dzieci ! Właśnie dlatego zaprosili mnie i moich znajomych. Podbiegłam szybko do wuja i zarzuciłam mu ręce na szyję. Przytuliłam się do niego z całej siły.
  - Wujek ! - krzyknęłam uradowana. - Oj, jak się stęskniłam.
Wtuliłam się w jego ciepłe ciało. Wzięłam głęboki oddech, wdychając słodkawą woń wody kolońskiej. Mojej ulubionej.  Nagle przypomniało mi się, że wujek jeszcze nie zna moich znajomych. Czym prędzej ich sobie przedstawiłam.
  - To co, pokazać Wam wasze pokoje ? - zaczęła ciocia.
Prowadzili nas na górę. Z tego co pamiętałam wujek z ciocią swój pokój mieli na dole. Na górze znajdowały się dwa puste pokoje z łazienką. Jedną łazienką. Tak, to jest warte podkreślenia. Będziemy w szóstkę korzystać z jednej łazienki. Ale o tym postaram się nie myśleć.
  - Dziewczyny będą w jednym pokoju. Każdy ma oczywiście oddzielne łóżko. - mówił wujek, kiedy wchodziliśmy po schodach. Nasz pokój  był dużo mniej przestronny w porównaniu z pokojem chłopaków. Trochę się martwiłam, czy się nie pozabijają tam razem. A może będzie wręcz przeciwnie ? Może skłoni ich to do wyciągnięcia rąk na zgodę ? Kiedy tylko o tym pomyślałam kurczowo złapałam się tej myśli i jej nie puszczałam. Postanowiłam też, że porozmawiam z nimi, z każdym z osobna. Chciałabym się dowiedzieć o przyczynie konfliktu.
Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Przed wejściem do jego pokoju zapukałam cicho myśląc, że śpi. Okazało się, że siedzi na łóżku i czyta książkę.
Jej okładka była zniszczona, widać było, że wielokrotnie używana. Kiedy podeszłam bliżej moim oczom ukazał się tytuł.
  - Wichrowe Wzgórza ? - spytałam ze zdziwieniem
W XXI wieku niewielu ludzi czytało tego typu książki. Chyba, że jako szkolną lekturę.
Matt podniósł wzrok znad książki. Gestem pokazał mi, bym usiadła. Potulnie opadłam na skraj łóżka, które wydało mi się bardzo wygodne. Wiedziona tym przeczuciem usiadłam dalej, opierając plecy o chłodną ścianę.
  -Dlaczego nie poszłaś z pozostałymi na spacer? - nie umknęło mojej uwadze, że nie podjął tematu dotyczącego wybranej przez niego lektury.
Marius, Nath, Clau i Caro poszli na spacer po okolicy. Chcieli mnie wziąć jako przewodnika, ale ja, zwęszywszy okazję zgrabnie wymigałam się od tego mówiąc, że chcę pobyć trochę z rodziną. W końcu wypadałoby spędzić z nimi trochę czasu, prawda?
  - Chciałam z Tobą porozmawiać - odparłam z chwilowym opóźnieniem.
Jego twarz wyrażała zaintrygowanie, lecz oczy pozostały poważne.
  - Co się dzieje między tobą a Mariusem? - spytałam prosto z mostu.
Matt nawet nie mrugnął. Siedział tak nieruchomo, miałam nawet wrażenie, że przestał oddychać. Spojrzałam na swoją dłoń, która nagle zaczęła mnie nieco pobolewać. Okazało się, iż z nerwów zdrapałam sobie skórę przy paznokciu, aż do krwi. Przeklęte zadziory! Mimowolnie przysunęłam rankę do ust czyszcząc i zasklepiając nieco nowo powstałe zadrapanie.
  - Przepraszam. Masz może chusteczkę ? - udawałam, iż nie widzę tego obrzydzenia w jego oczach.
Bez słowa podał mi chusteczkę. Nie wiedziałam dlaczego, ale w mojej krwi coraz szybciej zaczęła krążyć adrenalina, a serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi. Moje ciało przygotowywało się do walki o której istnieniu nie wiedziałam.
  -Serce Ci wali - powiedział cicho Matt
Twarz miał przesłonioną smutkiem i goryczą. Jakby pragnął coś zrobić, ale nie wiedział, czy może. Czy da radę. Swoim postępowaniem raz po raz zbijał mnie z pantałyku.
Przyłożyłam dłoń do piersi w miejscu, gdzie znajdowało się moje serce, jakbym w ten sposób chciała je nieco uciszyć. Niestety, było ono bardzo nieposłuszne. Matt westchnął.
  - Marius i ja... - zrobił krótką przerwę by nabrać odpowiednią ilość powietrza do płuc - Poznaliśmy się wiele lat temu. Wiele czynników niezależnych od nas sprawiło, że nasze relacje nieco się skomplikowały.
Miałam wrażenie, że Matt mówi tak ogólnie jak tylko się da. Że próbuje odwrócić moją uwagę od najistotniejszych wydarzeń.
  - Podasz mi jedną sytuację ? - spytałam uśmiechając się delikatnie.
Wiedziałam, że pomimo uśmiechu w moich oczach widać było zaintrygowanie i powagę. Oba uczucia zdawały się ze sobą kłócić, które jest ważniejsze.
Usta Matta zacisnęły się w cienką linię. Widać było jak na dłoni, iż walczy ze sobą.
  - Marius podobnie jak ja utracił rodziców. To była wielka tragedia. Przynajmniej dla niego. Ja ... - zawahał się, ale tylko na chwilkę. - Chciałem mu pomóc. Jednak on mylnie zinterpretował moje intencje. Od tamtego czasu niezbyt się lubimy.
Zaskoczyło mnie to, co mi powiedział. Liczyłam raczej na gorącą opowieść o tym, jak jeden drugiemu odebrał dziewczynę. Pomyliłam się jednak.
Zaczęłam działać za pośrednictwem intuicji i przede wszystkim serca, które bardzo im współczuło.
Przytuliłam tego bezbronnego chłopca, na którego w życiu zwaliło się za dużo problemów. Znieruchomiał. Jednak po chwili objął mnie delikatnie i wyszeptał do ucha:
  - Dziękuję, Jess. Brakowało mi tego wsparcia. Czułem, że muszę to komuś powiedzieć. Dziękuję, że mi na to pozwoliłaś.



Przy­jaciele są jak ciche anioły, które pod­noszą nas, gdy nasze skrzydła za­pom­niały jak latać.
_________________________________________________________
Ponieważ w zeszłym tygodniu nie było rozdziału, a rozdział X jest dość krótki, to postanowiłam wstawić XI. Mam nadzieję, że to miła niespodzianka :)




Rozdział X

~Jessica~
Podróż mijała nam spokojnie pomijając fakt, że chłopcy niemal skakali sobie do gardeł. Dręczyło mnie poczucie winy. No bo w końcu mój to był pomysł, by ich zabrać. Z drugiej zaś strony skąd mogłam wiedzieć, że się znają i nienawidzą ?! Nie wiedziałam jak się zachować. Nie chcieliśmy awantur w przedziale.
  - Hej, słuchajcie. Nie wiem czemu się tak nie lubicie i na razie nie chcę tego wiedzieć. Ale czy jesteście w stanie choć na chwilę zakopać topór wojenny ? Może... - powiedziałam szukając czegoś w torebce - zagramy w butelkę?
Z mojej torby wyciągnęłam opróżnioną już butelkę po pepsi. Podrzuciłam ją do góry i zręcznie złapałam.
  -Ok - potoczyły się odgłosy.
Nie uszedł mi fakt, że Matt się nic nie odezwał. Od dłuższego czasu siedział wyprostowany, nic się nie odzywał. wpatrywał się w ścianę przedziału przed nim pustym wzrokiem.
   -Matt? -  cisza jak makiem zasiał .
Po chwili Matt się odezwał, a jego słowa zaskoczyły nas wszystkich.
Ci, którzy nie pamiętają przeszłości, skazani są na jej powtarzanie. 
Nagle w jego oczach pojawiły się iskierki wesołości.
  - No co jest? Gramy w tę butelkę czy nie ? - jego zachowanie zbiło nas wszystkich z pantałyku.
Nikt jednak nie zamierzał powiedzieć czegoś na ten temat.
Bez słowa zabraliśmy się do grania. Wybraliśmy wersję ,,Pytanie czy wyzwanie?''. Żadne z nas nie chciało nawet słyszeć o pocałunkach. Może kiedyś ..,
Ponieważ byłam pomysłodawcą jako pierwsza kręciłam butelką. Ta wykonała trzy obroty po czym wskazała na... Caroline.
Wszyscy zaczęli bić brawo.
  - Pytanie czy wyzwanie?- zapytałam z błyskiem w oku
Caro zamyśliła się przez chwilę .
  - A co mi tam. Niech będzie...-zrobiła dramatyczną pauzę- Pytanie.
Miałam ochotę pokazać jej język niczym pięciolatka. A miałam taki pomysł na wyzwanie!
  - No dobra. - powiedziałam wściekle - W kim się bujałaś w podstawówce?
  -Ej, noo. Nie ma tak ! - oburzyła się - Wiesz, że nie lubię o tym gadać.
  - Trudno - Claudia uśmiechnęła się złośliwie - Gra o gra. Dawaj i nie marudź.
  - Dobrze - wycedziła przez zęby - John Marivs. Przez 3 lata. Zadowoleni ?
Dookoła potoczyły się gwizdy i brawa.  Caro zrobiła się cała czerwona.
W podobny sposób mijała nam podróż. Po dotarciu na miejsce wszyscy odetchnęli z ulgą. Wolna przestrzeń. Tak, zdecydowanie tego mi brakowało. Człowiek w tłumie zachowuje się jak zwierzę w stadzie - kopiuje zachowanie innych zwierząt. A ja wolę myśleć samodzielnie, dlatego nie lubię tłoku.
  - Gdzie miała czekać na nas twoja ciocia, Jess? - spytał Matt
  - Hm. Miała czekać przy kasach. - odpowiedziałam powoli.
Już z oddali ujrzałam uroczą i uśmiechniętą twarz cioci Jenny.
  - Kochanie, tak się cieszę, że Cię widzę! - jej silne, choć delikatne ramiona objęły mnie mocno jakby w ten sposób miały wynagrodzić mi lata rozłąki z ulubioną siostrzenicą.
To właśnie w ramionach ciotki zdałam sobie sprawę, że to tutaj jest moje miejsce na Ziemi. To tutaj jest mój dom, a nie tam, gdzie rodzina. Nie tam, gdzie stoi pusty, przestronny i przede wszystkim - mój - pokój.



Życie to ciągła podróż do domu.



______________________________________________________
Wracam do Was po długiej nieobecności z wielkim hukiem! BUUM. Ale ważne, że już jestem i oddaję w Wasze ręce rozdział 10 ;)
Pozdrawiam ciepło wszystkich czytelników. : ))
Przeczytałeś = skomentuj



niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział IX

~Nathalie~
   Śniło mi się, że byłam w szkole. Dookoła mnie pałętało się wielu uczniów. Ktoś nagle zakrył moje oczy dłońmi. Od razu zgadłam kto to.
   - Caroline - zaśmiałam się głośno.
Dziewczyna z uśmiechem na twarzy stanęła obok mnie. Przed sobą miała paczuszkę z karteczką ,,Wszystkiego najlepszego''. Zatrzymałam się zdziwiona.
   - Co to ?
Stojąca obok Caro Jessica uśmiechnęła się do mnie z politowaniem
   - Dziwna jesteś. - stwierdziła - Nie mów, że nie pamiętasz o swoich urodzinach.
No tak ! Mam dzisiaj urodziny ! Jak mogłam zapomnieć o czymś takim ?
Zaśmiałam się szczerze.
   - No tak. Starzeję się. Dzięki, że przypominacie.
   - Nie ma za co - odpowiedziała Clau ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy. Dałam jej kuksańca w bok.
Zajrzałam do paczki i zobaczyłam w niej prześliczny wisiorek z napisem Smile, poprosiłam dziewczyny, by mi pomogły go założyć i szybko poszłam do łazienki zobaczyć jak w nim wyglądam. I wtedy się obudziłam. Ku mojemu zdziwieniu byłam wypoczęta, a w głębi mnie tliła się iskierka szczęścia.
Nagle sen się zmienił przeistaczając się we wspomnienie ubiegłego dnia. Obudziłam się zlana potem, lecz mimo to wypoczęta. Gdzieś tam w głębi cieszyłam się, że się obudziłam, gdyż nie muszę już przeżywać na nowo tragedii której byłam świadkiem.
~Narrator o Nathalie~ (Narracja 3 osobowa, już po przeistoczeniu się snu)
Spała tak niespokojnie, że znajomy sen wykroczył poza ramy eterycznej krainy podświadomości i fantazji, od samego początku przybierając boleśnie rzeczywistą formę.*
Najpierw było wspomnienie. Strużki krwi płynące wzdłuż bladej szyi kobiety idealnie z nią kontrastując. Na twarzy Nathalie pojawiły się drobne kropelki potu które lśniły w świetle księżyca przebijającego się przez okno jej przytulnego pokoju.
~Matthias~
Walizki spakowane, jestem już na peronie. Jestem tam ja, Jess, Clau i Caro. Nigdzie nie widzę Nath, a trzeba zauważyć, że mam całkiem niezły wzrok. Zrezygnowała ? Wszystko jest możliwe. Nagle Jessica zadała pytanie na które prawdopodobnie znałem odpowiedź, lecz była ona na tyle niestosowna, że postanowiłem milczeć.
  - Gdzie jest Nathalie i dlaczego jej nie ma ? - Jessica była bardzo zaniepokojona nieobecnością przyjaciółki.
Cóż... z pewnością znam odpowiedź na drugą część pytania.
Wzruszyłem obojętnie ramionami.
   - Pewnie zaraz przyjdzie. - odparła Claudia z przekonaniem próbując uspokoić zarówno siebie jak i innych.
W chwili w której Clau skończyła mówić zza rogu wyłoniła się nerwowa, ale z uśmiechem na twarzy postać Nathalie. Odetchnąłem z ulgą. Musiałem przyznać, że bałem się tego spotkania.
   - No nareszcie - powiedzieliśmy chórem. Tak, cała czwórka chórem wypowiedziała te same słowa, po czym wybuchnęła śmiechem.
~~Claudia~~
Dziwne, ale pozytywne uczucie wypełniało pustkę w moim ciele. To przeczucie. Przeczucie, że wydarzyło się coś ważnego co będzie miało wpływ na naszą przyszłość. Miałam ochotę zamknąć oczy jakbym miała coś zobaczyć oczyma wyobraźni. Ale zamiast tego w mojej głowie usłyszałam głos. Miałam wrażenie, że to mój własny, lecz po chwili zauważyłam, że to głos małej dziewczynki która chce być mądrzejsza od rodziców.



Posłuchaj mnie kochana,
Bo powiem to tylko raz.
Nathalie musi być asekurowana
Tutaj liczy się nie tylko czas.




To dotyczy Was wszystkich,
Ale zachowaj to dla siebie
Nie wyglądacie na głupiutkich.
Wskazówek szukaj w niebie.



Już miałam otworzyć usta by powiedzieć innym o tym co właśnie zaszło, ale zdałam sobie sprawę, że to będzie wyglądało wręcz absurdalnie. Zamiast tego wyjęłam kartkę i długopis, by zapisać słowa wypowiedziane przez dziecko ,,z głowy''. Nie wiedziałam, czemu to robię, robiłam to, co nakazywała mi intuicja. Podpowiedziała mi, że to będzie bardzo ważne.
Usłyszałam głośny gwizd, a pociąg wjechał na peron. Bilety mieliśmy kupione, więc nie było się czym martwić. Weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsca w wolnym przedziale. Mimo to martwiłam się, że nie ma Mariusa. Poprosiłam Jessicę na słowo. Ta tylko skinęła głową. Wyszliśmy z przedziału.
   - Gdzie jest Marius? - zapytałam. Byłam tak przejęta jego nieobecnością, że nie byłam w stanie opanować drżenia głosu.
  -Spokojnie, zaraz będzie. Dzwoniłam do niego. Pociąg odjeżdża za 15 minut, a on jest prawie na miejscu. Stał w korku, dlatego go nie ma. - Jess patrzyła na mnie z politowaniem, jakbym przesadzała.
  - To o mnie mowa ? - głos rozległ się tuż nad moim uchem.
Kiedy szybko odwróciłam głowę nasze usta na chwilę się zetknęły w delikatnym pocałunku, który skończył się tak szybko jak się zaczął. Zawstydzona odwróciłam wzrok.
   - Martwiłam się - powiedziałam z wyrzutem. - Myślałam, że nie przyjedziesz.
   - Obiecałem, więc jestem.
Mark delikatnie dotknął dłonią mojego zaróżowionego policzka. Jessica niezauważalnie się ulotniła pozostawiając nas samych. Chwilę tak staliśmy po czym dołączyliśmy do przyjaciół w przedziale.
Kiedy tylko Matt dostrzegł nowego towarzysza naszej wycieczki natychmiast wstał zaniepokojony.
   - Marius -wycedził przez zęby - Nie spodziewałem się ciebie tutaj.
Mark wyglądał na równie zaskoczonego jak Matt.
  - To wy się znacie ? - wtrąciłam
Obaj nie zaszczycili mnie nawet spojrzeniem, nie mówiąc już o wyjaśnieniach. Wyglądali na zaskoczonych i jednocześnie wściekłych. Nie wiadomo było z jakiego powodu.



Lo­su zmien­ność by­wa trud­na,dla­tego cza­sem war­to ab­stra­hować od tej rzeczy­wis­tości, wo­bec której jes­teśmy bezsilni. 
 
__________________________________________________________________
* Cytat z książki ,,Ukryta'' sagi ,,Dom Nocy''
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
 Hejka ;) W końcu nowy rozdziałek.  Jeśli przeczytałeś to skomentuj ! Będzie mi miło jeśli pozostawisz po sobie ślad w tej oto postaci. Krytyka też jest mile widziana. Chcę wiedzieć co należałoby poprawić.  ;) To chyba na tyle. Do zobaczenia przy następnym rozdziale ! ;**







piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział VIII

~Claudia~
Przed pakowaniem postanowiłam wpaść do Jess, miałam zamiar jej pomóc. W końcu jest taka roztrzepana, że nie wiadomo co może wywinąć. A co jak zapomni spakować szczoteczkę do zębów ? Wszystko jest możliwe...  Byłam już przed drzwiami Jessiki, kiedy ogarnęło mnie niepokojące uczucie, że właśnie wydarzyło się coś niedobrego. I miało to ścisły związek z Nathalie. Wiatr smagał mnie po twarzy próbując dodać mi nieco otuchy. Zaniepokoiłam się. Po chwili wróciłam do rzeczywistości. Przecież to niemożliwe, nierealne. Nath pewnie siedzi przed telewizorem, albo się pakuje. Może później do niej pójdziemy? Oczywiście razem z Jessicą.  Zapukałam do drzwi, a do moich uszu dobiegło głośne schodzenie po schodach. Po chwili Jess stała już w drzwiach i zapraszała mnie do  środka.
  - Siemcia, wchodź - rzuciła
  - Hej. Jak tam?
  - Spoko. Co, przyjechałaś mnie skontrolować? - spytała z wyzywającym spojrzeniem
  - Eheem. Chcę się upewnić, że weźmiesz wszystko.
Jessica wzruszyła ramionami.
  - Wszystko pod kontrolą.
  - Czy aby na pewno? - spytałam wchodząc do jej pokoju. - A szczoteczkę wzięłaś?
Jess zrobiła pytającą minę.
  - Do włosów? Oczywiście.
Dałam jej kuksańca w bok.
  - Do zębów, ciemnoto. Myślisz troszeczkę ?
Usta Jessiki uformowały się w wielkie, zaskoczone ,,O'' .
  - Wiesz co, dobrze, że przyjechałaś - zaśmiała się i poklepała mnie po plecach.
Nie mogąc się powstrzymać połaskotałam ją.
  - Niee, proszę, przestań - mówiła między atakami śmiechu - Mam łaskotki !
Przestałam kiedy usłyszałam hałas w sąsiednim pokoju. Jessica wykorzystała okazję i rzuciła się na mnie. Łaskotała mnie po żebrach, pod pachami i po szyi - czyli w miejscach gdzie mam największe łaskotki. Boże, jak ja nienawidzę łaskotek ! To znaczy, lubię łaskotać, ale nie cierpię kiedy to ja jestem atakowana.
Prosiłam ją, by przestała, ale skończyła dopiero wtedy, gdy to zaczynało mnie już boleć.
  - No dobra, bierzemy się do roboty. Pokaż, co tam pakujesz ?
Zabrałyśmy się do pracy jednocześnie gadając i słuchając muzyki.
~Nathalie~
Boże, to było straszne. Straszne ? Przerażające! Wciąż nie mogę się otrząsnąć po tym, co widziałam. Czy to był... Matt ? Nie, to niemożliwe ! Ale... on jest zwykłym nastolatkiem.  Wciąż miałam przed oczami tą upiorną twarz. Jego zęby wbijające się w tętnicę tej biednej dziewczyny. Na twarzy błoga ulga już po pierwszym łyku. Ale Matt od początku wydawał mi się jakiś dziwny. Niby wyglądał na normalnego, ale zachowywał się nieco... staroświecko, jakby żył na tym świecie wiele, wiele lat.  Tak bardzo się go bałam. Zabarykadowałam drzwi i okna, ale wątpię, by to coś dało kiedy przyjdzie. To była ładna dziewczyna, szkoda mi jej. Nie mogłam jednak nic zrobić. Matt zabiłby mnie bez mrugnięcia okiem. Siedziałam w najciemniejszym kącie mojego pokoju i ryczałam, kiedy usłyszałam hałas za oknem. Przestraszyłam się. A co jeśli to on ? Nie myliłam się. Kiedy podniosłam lekko głowę i spojrzałam w tamtym kierunku ujrzałam wizerunek Matta. Odsunęłam się jak najdalej od niego.
  - Odejdź. Nie zabijaj mnie- szepnęłam
Zakryłam oczy dłońmi. Ogarnęło mnie niewyobrażalne przerażenie. Byłam bezbronna. Matt i tak wszedł do pokoju, a ja poczułam, że mam motyle w brzuchu, ale nie  takie, które odczuwają zakochani. Motyle i efekt wymiotny to nie jest dobre powiązanie, a wszystko to ze strachu.
Matt powoli podszedł do mnie, ukucnął przede mną i wyciągnął powoli dłoń. ,,Jak do tamtej kobiety'' pomyślałam.
   - Nic ci nie zrobię - szepnął - Obiecuję
Po tych słowach lekko się uspokoiłam, ale nie na tyle, by przestać być ostrożną.
   - Pozwolisz, że wszystko Ci wyjaśnię ?
Zawahałam się tylko na chwilę. Pokręciłam przecząco głową.
   - Jesteś potworem. Nie chcę cię znać.
   - Proszę...
   - Nie! - przerwałam mu nim dokończył zdanie - Wyjdź stąd! Nie chcę mieć z tobą do czynienia ! Zabiłeś ją! Zabiłeś tą biedną kobietę!
Rozpłakałam się. Tego było dla mnie za wiele.
  - Podobałeś mi się. Ba ! Ja cię pokochałam ! A ty się okazałeś potworem.
Spojrzałam na niego z pogardą. Na ogół nie jestem taka odważna, ale teraz, kiedy adrenalina krąży w moich żyłach niczego się nie boję. ,, Nawet śmierci ? '' pomyślałam. ,,Tak, nawet śmierci''. Matt w dalszym ciągu próbował się do mnie zbliżyć, ale mu nie pozwalałam.
    - Odejdź stąd. Albo cię zabiję. Nie wiem jak, ale to zrobię.
Matt podszedł powoli do okna. Spojrzał na mnie przepraszająco.
   - Jak mogłeś to zrobić ? - szepnęłam tak cicho, że nikt by tego nie dosłyszał. Nikt prócz wampira.
~Matt~
Chciałem zrezygnować z wyjazdu. Zależy mi na Nath. Nie chcę jej ranić. Najlepiej by było gdybym odszedł.  Ale jedzie jeszcze jakiś chłopak. Ale jeden mały chłopaczek ich nie obroni. Na nieszczęście jadą w rejon gdzie aż roi się od wampirów. A co jeśli coś im się stanie ?
Moje rozmyślania przerwał Chada. Jedna z jego zajebistych nutek rozbrzmiewała w moim telefonie. Na wyświetlaczu pojawił się numer Jessiki. Odebrałem.
   - Halo ?
   - Siema Matt. To co jedziesz z nami ? - spytała z entuzjazmem.
Czyli Nath nic im nie powiedziała. Szybko podjąłem decyzję.
   - Jasne. Miałbym to przegapić. Hmm...
   - Co ,,hmm...'' ?
   - To będą moje ulubione wakacje
   - Czemu ? - zapytała zdziwiona
   - Pomyśl tylko. Ty, Caroline, Clau i - tylko na chwilę się zawahałem - Nath w bikini. To będzie coś!
Jessica zaśmiała się to słuchawki.
   - Ty... - zastanawiała się jak to ująć - facet ! - krzyknęła w końcu
Teraz to ja się zaśmiałem.
    - Masz rację. Jestem facetem.
Po krótkiej rozmowie się rozłączyliśmy. Z westchnieniem opadłem na poduszki mojego łóżka. Nagle dostałem olśnienia. Skoro Nathalie nie chce mnie wysłuchać to nieświadomie przeczyta to, o co chcę ją poprosić. Wziąłem telefon do ręki i wysłałem jej krótkiego sms-a.
~Nathalie~
Adrenalina opuściła moje ciało. Mimo to strachu nie było.Nagle jedna z kieszeni moich spodni zaczęła wibrować. Wyjęłam z niej iPhona i przeczytałam wiadomość.
Proszę, dochowaj tajemnicy. Zrobię dla Ciebie wszystko.
Wyłączyłam telefon i rzuciłam się z płaczem na łóżko. Moją ostatnią myślą przed zaśnięciem było ,,Dlaczego to akurat ja ? ''. Potem już nic nie było. Tylko spokojny, cichy sen.
___________________________
Wiecie co mnie wnerwia ? Że nieźle sobie radzę z opisywaniem uczuć. Serio, mogę napisać bardzo dużo o bólu, stracie, radości i miłości. Ale za cholerę nie mogę napisać dłuższego opisu miejsca i zdarzenie. Nie wiem dlaczego. Staram się, chyba robię postępy. Nie, zaraz, wróć. Staram się, ale nie robię postępów i dlatego rozdziały są takie krótkie. I właśnie to mnie wnerwia. Ale cóż... Mówi się trudno i pisze się dalej.







piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział VII

Stałam przed otwartą walizką w moim pokoju. Wpatrywałam się w kolorową pościel na łóżku. Mechanicznie pakowałam ubrania. Nie myślałam, ponieważ zanurzyłam się we wspomnieniach. Kiedyś już byłam u cioci Kelly, 3 lata temu, miałam wówczas trzynaście lat. Pamiętam dobrze tamten wyjazd, jakby to było wczoraj. Siedziałam na ławce przed domem, patrzyłam jak ganiają się dzieciaki, które na oko miały cztery lub pięć lat. Nawet nie zauważyłam jak obok mnie usiadł jakiś chłopak.
  - Cześć - przywitał się- Jestem Dallas
  - Hej, jestem Jessica - powiedziałam ukrywając atak śmiechu
Nigdy nie spotkałam chłopaka o takim imieniu. Jest ono dość oryginalne
  - Z czego się śmiejesz ? - zapytał
  - Nie ważne i tak nie zrozumiesz
Zaczęliśmy rozmawiać, żartować. Dallas był uroczym chłopcem w moim wieku. Blondyn z grzywką i ślicznym uśmieszkiem. Polubiłam go. Niestety, dzieliło nas wiele kilometrów. Kiedy wyjechałam nasz kontakt się urwał. Czy on nadal tam mieszka ? A co jeśli go spotkam ? Jak mam zareagować ? Przecież zwykłe ,,Cześć, pamiętasz mnie?'' jest po prostu idiotyczne ! Zwłaszcza po tej niekomfortowej sytuacji która miała miała wtedy miejsce. Ale przecież byliśmy tylko dziećmi ! Skąd mogłam wiedzieć, nie spodziewałam się takiej reakcji z jego strony. Miałam to za świetną zabawę. Westchnęłam ciężko.
  -Tyle wspomnień przepadło w kilka chwil. - szepnęłam zrozpaczona swoim położeniem  - Jess, weź się w garść. Możliwe, że nie będzie mnie pamiętał, albo nawet już tam nie mieszka.
Byłam zła na siebie, że tak łatwo zaczęłam panikować. Nie powinnam wyć, w sumie to nie ma powodu. Wzięłam trzy głębokie oddechy.
~Matt~
Wychodzę z domu. Mijam ogród w którym kwitną różnorodne kwiaty. Czuję głód, palący mnie od środka. Spala mój żołądek, przełyk, gardło. Palą się moje płuca uniemożliwiając oddychanie. Muszę jak najszybciej się pożywić, szybko, szybko, nie ma czasu ! Ogień, czuję ogień. Palę się, palę ! Mam ochotę krzyczeć ze złości i z głodu. Krew, fresh blood, sweet blood.
Dookoła śpiew ptaków. Nie zachwycam się nim. Wsłuchuję się w bicie ich małych serduszek, które pompują krew. Tylko tyle, tak niewiele do szczęścia. Jestem już w mieście, idę ulicą i staram się wyglądać na normalnego chłopaka. Choć od środka jestem rozrywany nie daję tego po sobie poznać. Z oddali dostrzegłem mą ofiarę. Urocza brunetka. Z jej urodą mogłaby być modelką. Nim skręciła w ciemną uliczkę spojrzała na mnie kątem oka w których pojawił się niebezpieczny błysk. Podążyłem za nią pospiesznie. Taki łakomy kąsek nie może mi nigdzie uciec.
  -Będzie kolacyjka, mniam - szepnąłem do siebie podekscytowany
Idąc za nią wkroczyłem do wąskiej uliczki tego dużego miasta. Chicago to nie byle co. Wyczuwałem jej emocje. Bała się, dostrzegła, że za nią podążam. W głębi instynkt mówił mi, że ona coś knuje. Krótkie spodenki podkreślały jej okrągły tyłek, a bluzka podkreślała jej figurę kierując wzrok faceta na pełny biust. Droga nagle się kończy. Ona odwraca się w moją stronę, spogląda na mnie z przerażeniem. Wzrok szuka drogi ucieczki. Patrzy w prawo - ściana. Patrzy w lewo - ściana. Patrzy w górę - wysokie budynki, brak możliwości. Patrzy przed siebie - głodny napastnik.
  - Nie uciekaj, my sweety
Podchodzę do niej. Głaszczę jej delikatny policzek. Chwilę przed atakiem spoglądam w jej oczy. Czarne i niebezpieczne, a mimo to tak bardzo bezbronne. Moje własne właśnie teraz zaczynają się zmieniać. Najpierw pomarańczowe, potem już krwistoczerwone. Czuję jak kły wydłużają się, robią się ostrzejsze. Takie małe a potrafią dać tyle szczęścia. Kobieta zamyka oczy.
  - Nie rób mi krzywdy, proszę - szepcze w nadziei, że ją zostawię
Składam na jej ustach delikatny pocałunek. Krótki, czuły, aby ją uspokoić. Całuję ją wzdłuż podbródka, powoli zniżam się ku szyi. Językiem odnajduję tętnicę. Otwieram szeroko usta, a moje zęby zatopiły się w jej szyi. Równo z jej krzykiem po moim wnętrzu zaczyna płynąć ciepła ciecz dająca uczucie błogiej ulgi. Kropla krwi uciekła i płynie po mojej twarzy.Oblizuję ją z rozkoszą i wracam do posiłku. Lecz przerywa mi krzyk. Nie był to jej krzyk, ona już praktycznie nie żyje. Odwracam głowę i widzę kogoś, kogo nigdy nie chciałbym zobaczyć w takich okolicznościach. Nathalie. Moja biedna i przerażona Nathalie. Co ona tu robi? Przecież nie powinno jej tu być. Czuję jak znów zaczynam zmieniać się w zwykłego chłopaka. Głód już mnie nie pali, nasyciłem się. Teraz oprócz sytości czuję strach. Co mam zrobić? Nath zbiera się do ucieczki.
  - Zaczekaj, wszystko wyjaśnię - krzyknąłem, ale już jej nie było
_______________________________

Nie wiem co mam myśleć o tym rozdziale. Na pewno wnosi coś nowego. Zmienią się relacje między Nathalie i Mattem. Na lepsze, czy na gorsze ? Zobaczycie. Mam wszystko zaplanowane ;)

Proszę, komentujcie. To pomaga w pisaniu. :)